
Premierzy Alberty i Quebecu Danielle Smith i François Legault
Quebec ma kulturę, język i historię. Alberta – frustrację i ropę. Czy ich ruchy niepodległościowe mają cokolwiek wspólnego?
Podczas gdy Alberta coraz głośniej mówi o referendum w sprawie niepodległości, ruchy suwerennościowe w Quebecu spoglądają na Zachód z mieszanką nadziei, ciekawości i sceptycyzmu.
Niektórzy widzą w albertiańskim separatyzmie szansę na nowe otwarcie dla osłabionego ruchu niepodległościowego w Quebecu, który po ostatnich wyborach federalnych, zakończonych sukcesem Liberałów, został zepchnięty na boczny tor. Inni – jak Marie-Anne Alepin, szefowa Société St-Jean-Baptiste de Montréal – nie mają wątpliwości: Alberta i Quebec nie mają ze sobą nic wspólnego.
– My mamy naród, język, kulturę, historię. Oni chcą przyszłości opartej na ropie. Nie mamy wspólnych celów – stwierdziła stanowczo.
Premier Alberty Danielle Smith złożyła projekt ustawy, który obniża próg niezbędny do przeprowadzenia obywatelskiego referendum. Choć zarzeka się, iż nie popiera secesji, zadeklarowała, iż jeżeli petycja spełni wymogi, głosowanie odbędzie się w przyszłym roku – a ona uszanuje wynik.
Nadzieja na impuls
Paul St-Pierre Plamondon, lider Parti Québécois, przyklasnął inicjatywie Smith, widząc w niej przykład walki o samostanowienie wobec „nadużyć federalnej władzy”. Frédéric Lapointe z Mouvement national des Québécoises et Québécois uważa, iż sama debata w Albercie może pomóc znormalizować temat niepodległości poza Quebeciem.
– To może być sygnał ostrzegawczy dla reszty kraju. A wtedy ludzie zaczną traktować tę ideę poważnie – powiedział.
Jego zdaniem konserwatywny charakter ruchu w Albercie może paradoksalnie zwiększyć atrakcyjność niepodległości w Quebecu, gdzie suwerenność tradycyjnie miała lewicowy charakter.
Różne źródła frustracji
Niektórzy jednak nie mają złudzeń – separatyzm w Albercie to nie to samo co suwerenność Quebecu. Louise Harel, była tymczasowa liderka PQ, przyznała, iż ruch w Albercie może pobudzić nastroje w jej prowincji, ale nie z powodu jakiegokolwiek sojuszu.
– Gdyby Ottawa zgodziła się na rurociąg przez Quebec, reakcją mógłby być odwetowy plebiscyt – powiedziała. Jednocześnie podkreśliła, iż nie poprze ruchu niepodległościowego Alberty, bo jego celem jest przede wszystkim ochrona sektora naftowo-gazowego kosztem środowiska.
Podobnie wypowiada się lider Bloku Quebecu Yves-François Blanchet:
– Zanim ktoś uzna się za naród, musi mieć kulturę. Nie jestem pewien, czy ropa i gaz mogą się do niej zaliczać – stwierdził z przekąsem.
Michael Wagner, zwolennik niepodległości Alberty, przyznaje, iż to gorzka, ale trafna uwaga.
– Alberta nie jest narodem. I właśnie dlatego nasz ruch jest słabszy. choćby ci, którzy popierają separację, często jej nie chcą – powiedział, wspominając spotkanie separatystów sprzed kilku lat, które rozpoczęto… od śpiewania kanadyjskiego hymnu. – W Quebecu by tego nie zrobili – dodał.
Wagner uważa, iż premier Mark Carney ma szansę rozładować napięcia, łagodząc politykę klimatyczną liberalnego rządu. – To byłby pierwszy wybór dla większości mieszkańców Alberty. choćby kosztem idei niepodległości – mówi.
Quebec potrzebuje impulsu
Choć dziś kilka wskazuje na realny sojusz separatystów z Zachodu i Wschodu, sporadyczne kontakty miały miejsce. W 2020 r. były poseł Bloc i członek PQ, Daniel Turp, wystąpił w Calgary na konferencji poświęconej autonomii Alberty.
Dziś uważa, iż referendum w tej prowincji mogłoby pomóc Quebecowi.
– Sama świadomość, iż inna prowincja chce iść drogą niepodległości, może ośmielić tych, którzy się wahali – powiedział.
Parti Québécois obiecuje przeprowadzić trzecie referendum do 2030 roku, jeżeli wygra przyszłoroczne wybory. Poparcie dla suwerenności w Quebecu od lat utrzymuje się na poziomie ok. 35 proc. Tymczasem najnowszy sondaż Angus Reid wskazuje, iż w Albercie ideę odłączenia popiera 36 proc. mieszkańców.
Marie-Anne Alepin pozostaje sceptyczna:
– Alberta nie chce odejść z Kanady. Chce większego znaczenia. My chcemy wyjść – podkreśliła.
Głos zabierają także Pierwsze Narody, które przypominają, iż Alberta nie ma prawa jednostronnie wypowiadać traktatów zawartych z rządem federalnym. W 1995 r., podczas referendum w Quebecu, Kri i Inuici sami zorganizowali własne głosowania, w których przytłaczająca większość opowiedziała się przeciwko niepodległości.
Jedna rzecz jednak łączy Quebec i Albertę – brak politycznego przywódcy, który potrafiłby nadać ruchowi niepodległościowemu nowy impet.
– W Quebecu był René Lévesque. Tego u nas brakuje – mówi Wagner. – Gdyby pojawił się taki lider, wiele mogłoby się zmienić.
Na podst. Canadian Press