Opłata reprograficzna oznacza wyższe ceny nie tylko telefonów, laptopów czy telewizorów, ale także drukarek, skanerów, papieru do drukarki czy nośników pamięci. Eksperci szacują, iż podwyżki sięgną kilkudziesięciu złotych w przypadku popularnych urządzeń, a przy większych zakupach – zwłaszcza w firmach – różnice będą szczególnie odczuwalne.
Najwięcej kontrowersji budzi jednak sposób wprowadzenia podatku – rozporządzeniem ministra kultury, bez debaty sejmowej i bez możliwości weta prezydenta.
Czym jest opłata reprograficzna?
Opłata reprograficzna to dodatkowy koszt doliczany do ceny urządzeń, które mogą służyć do kopiowania treści. Wyniesie od 1 do 2 procent wartości sprzętu. Oficjalnie ma być „rekompensatą dla twórców” za kopiowanie ich dzieł na własny użytek.
Środki nie trafią jednak do budżetu państwa, ale do organizacji takich jak ZAiKS czy ZPAV, które podzielą pieniądze pomiędzy artystów. W praktyce koszty poniosą konsumenci, podobnie jak w przypadku podatku cukrowego czy bankowego.
Jakie urządzenia obejmie nowa danina?
Lista sprzętów, które zostaną obciążone nowym podatkiem, jest bardzo szeroka. Znajdą się na niej m.in.:
- smartfony (od 32 GB pamięci wzwyż),
- tablety, laptopy i komputery stacjonarne,
- telewizory i dekodery z funkcją nagrywania,
- drukarki, skanery i kopiarki,
- papier A4 i A3,
- dyski SSD/HDD, pendrive’y i karty pamięci,
- odtwarzacze i nagrywarki płyt.
Dlaczego budzi sprzeciw?
Krytycy wskazują na kilka powodów, dla których opłata reprograficzna jest problematyczna:
-
Polacy już płacą za dostęp do legalnych treści. Tylko w 2024 roku artyści w Polsce zarobili niemal 190 mln zł na samym Spotify.
-
Większość urządzeń nie służy do piractwa. Telefony i laptopy wykorzystywane są głównie do pracy, nauki czy kontaktu z bliskimi.
-
Brak dowodów na realne straty twórców. TSUE podkreśla, iż takie opłaty można pobierać tylko w przypadku istnienia twardych danych o szkodach. Ministerstwo Kultury takich nie przedstawiło.
-
Dodatkowe obciążenie dla przedsiębiorców. Firmy również zapłacą więcej za sprzęt, choć w wielu przypadkach ich działalność nie ma nic wspólnego z kopiowaniem chronionych treści.
Kto zyska na opłacie?
Według szacunków rocznie do podziału trafi choćby 200 mln zł. Pieniądze zostaną przekazane organizacjom reprezentującym artystów:
- ZAiKS – autorzy,
- SAWP – artyści wykonawcy,
- ZPAV – producenci muzyki,
- ZASP i Stowarzyszenie Filmowców Polskich – twórcy filmowi,
- Copyright Polska – autorzy i wydawcy prasy oraz książek.
Część środków zasili także fundusz ubezpieczeń społecznych przeznaczony dla artystów-freelancerów.
Podatek wprawadzany "tylnymi drzwiami"
Fundacja Wolności Gospodarczej oceniła, iż projekt jest szkodliwy zarówno dla konsumentów, jak i przedsiębiorców.
Zdaniem fundacji takie obciążenie stoi w sprzeczności z polityką cyfryzacji i walką z wykluczeniem cyfrowym. Organizacja podkreśla, iż danina nie odpowiada współczesnym sposobom korzystania z kultury i stanie się „ukrytym podatkiem”, który podniesie ceny elektroniki i osłabi konkurencyjność polskich firm.
Polacy korzystają z legalnych źródeł
Dane Urzędu ds. Własności Intelektualnej z 2024 roku pokazują, iż Polska znajduje się w europejskiej czołówce pod względem korzystania z legalnych źródeł kultury.
Przeciętny Polak w 2023 roku sięgał po pirackie materiały średnio 8,3 raza w miesiącu – to jeden z najniższych wyników w Europie. Lepsze statystyki odnotowano tylko w Rumunii, Niemczech i we Włoszech.
Rozporządzenie - nie ustawa
Najwięcej emocji budzi tryb wprowadzenia nowych przepisów. Jeszcze w 2021 roku prezydent Andrzej Duda zapowiadał, iż nie podpisze ustawy wprowadzającej taki mechanizm. Teraz jednak rząd sięgnął po inne rozwiązanie – rozporządzenie ministra kultury.
Taki sposób oznacza brak debaty sejmowej, brak konsultacji społecznych i brak możliwości weta prezydenta. Krytycy mówią wprost o próbie „przepchnięcia podatku po cichu”.
Od kiedy?
Jeśli rozporządzenie zostanie podpisane, opłata reprograficzna zacznie obowiązywać od 1 stycznia 2026 roku.