Wstręt i bezsilność

myslpolska.info 19 godzin temu

Mniej więcej dwa tygodnie temu dosyć przypadkowo zobaczyłem i usłyszałem w wiadomościach telewizyjnych fragment wypowiedzi osoby piastującej urząd ministra spraw zagranicznych RP.

Wylewając tradycyjny potok słów i zdań naszpikowanych furią i nienawiścią przeciwko Rosji (takie pomyje, o ile są obrócone w „niepoprawnym” kierunku żargon globalu zwie chyba „mową nienawiści”) – posłużył się zwrotem, iż przyczyną wszelkiego zła jest „faszystowska ideologia państwowa w Rosji, no i jej imperializm”). Słuchałem wielokrotnie obelg, łgarstw i matactw padających z „oficjalnych źródeł”, jednak w tym momencie oniemiałem. Sikorski użył żałosnego wytrychu (machinalnie? bezwiednie? z rozpędu?), którym przez dziesiątki lat (mam 74 lata) komuniści opluwali wszelkie osoby, doktryny i organizacje dla nich niewygodne lub niebezpieczne. „Faszysta”, towarzysze, tak, tak! Prymitywny slogan, wyprany z wszelkiej realnej treści ideowej, mógł być używany jako maczuga sytuacyjna. Bumerang politruków wrócił! Na czym polega ideologia i doktryna faszyzmu (ustroju aplikowanego wyłącznie we Włoszech 1922-1945 i wybitnie różniącego się od narodowego socjalizmu w Niemczech 1933-1945) – kierowałbym ministra (i każdego ucznia) do adekwatnych podręczników. W przyzwoitym języku publicznym tego słowa nie wolno stosować do rozmaitych wariantów ustrojów korporacyjnych, stanowych, autorytarnych czy wyznaniowych. Tym bardziej do tzw. rządów silnej ręki jak np. sanacji polskiej 1926-1939. Tak robią jedynie lewaccy agitatorzy. Osobę piastującą poważne stanowisko taki żargon kompromituje.

Ale Sikorskiemu przecież o to nie chodziło. Wyświechtany frazes „faszyzmu” ma służyć zniesławieniu przeciwnika. Znamienne, iż wspomniany minister nie nazwał rzekomej „złej” ideologii Rosji komunistyczną (mimo znacznie silniejszych asocjacji historycznych). Takie porównanie bardzo by się nie podobało jego najbliższym, bliższym i dalszym protektorom z „Zachodu”, których spora część patrzy na komunizm z rozrzewnieniem. Każdy przytomny obserwator świata wie doskonale, iż współczesny ustrój Rosji nie ma kompletnie nic wspólnego z faszyzmem. Pod żadnym względem, także w sferze doktrynalnej.

A teraz imperializm. Istotnie, Rosja miała i ma takie skłonności, wynikające z historycznej geopolityki i koncepcji dalekiego przedpola bezpiecznych granic. Rodzą się jednak pytania porównawcze. Czy nasze kolejne (pożal się Boże) rządy potępiły bezwzględny imperializm USA podczas krwawych bombardowań Serbii w 1999 r., podczas najazdu na Afganistan w 2001 r. (skąd po 20 latach okupacji Amerykanie prysnęli aż się kurzyło), na Irak w 2003 r., w trakcie brutalnych bombardowań w Syrii i Jemenie ostatnich lat itd. itd. A gdzie tam, odwrotnie, najemne kontyngenty WP (uważam to za hańbę) naraziły nas na pamięć narodów ujarzmionych na Bliskim i Środkowym Wschodzie, która przez długie lata odbije się gorzką czkawką. Istnieje zatem imperializm „zły” oraz imperializm „umiłowany”, bo krzewiący „właściwy” ustrój podległy adekwatnym interesom czyli „sorosizm”. Dziękuję. Czy wspomniany minister potępił z równą pasją zbrodniczą agresję Izraela na Iran w czerwcu br., wyczerpującą znamiona agresji identycznej z napadem Niemiec na Polskę 1 września 1939 r.? Czy rząd polski poparł wniosek o uchwalenie rezolucji ONZ (notabene już zupełnej atrapy) w sprawie zbrodni wojennej Izraela? Prze ekranem telewizji tzw. rzecznik rządu wił się jak piskorz i bełkotał po nalotach izraelskich: no tak, była interwencja, ale… Plugastwo i wstyd.

Wracam do ministra R.S. Gdy pomstował na „ideologię faszystowską” Rosji obok niego przy mikrofonie stał facet pełniący funkcję ministra spraw zagranicznych Ukrainy. Oligarchicznego konglomeratu, w którym do rangi pół-oficjalnej podniesiono zbrodniczą ideologię Doncowa-Bandery i im podobnych spod krwawego znaku OUN-UPA, ideologię, która przyświecała nierozliczonemu ludobójstwu 200 tysięcy Polaków przez bardzo liczne formacje ukraińskie wspomagane przez chłopskie pospolite ruszenie. Może R.S. zwróci się ze swoim „faszyzmem” w tamtą stronę.

Konkluzja. Czuję wstręt i jestem bezsilny. Nie życzę sobie takiego rządu i takich jego przedstawicieli na cząstkowym terytorium Polski, na którym dobiega moje życie (rodzina mojej Matki utraciła pradawne gniazda w utraconej Polsce, we Lwowie i Kołomyi). Dodam, iż równie wstrętną politykę „wschodnią” prowadziła ekipa PiS-u. Nie chodzi tu więc o szyldy partyjne i zmianę protektorów, tylko o minimum przyzwoitości wobec własnego narodu. Lekceważenie podstawowych interesów polskich przez osoby decydujące o naszym losie ubliża mi. Jest wszakże coś więcej. Obłąkana w zaciekłości „partia wojny” na cudzym żołdzie dzięki obraźliwych i prowokacyjnych sloganów, sprzecznych z jakimikolwiek zasadami dyplomacji, gwałtownymi skokami przybliża nas do chwili, gdy Rosja powie: dość. Wtedy trzydzieści milionów bezsilnych ofiar w kilka minut rozwieje się w pył, natomiast podżegacze ukryją się w ciepłych gniazdkach daleko stąd.

Tadeusz Mikołaj Trajdos

Emerytowany profesor IH PAN

Fot. wikipedia

Myśl Polska, nr 31-32 (3-10.08.2025)

Idź do oryginalnego materiału