
Razem z Powiatem Sokólskim odwiedziliśmy Marka Szyszko – utalentowanego rzeźbiarza z Chwaszczewa, którego niezwykłe, manualnie wykonane zabawki można śmiało nazwać małymi dziełami sztuki. Spotkaliśmy się z nim, by porozmawiać o jego życiowej pasji, o drewnie, które stało się dla niego nie tylko materiałem twórczym, ale też sposobem na wyrażenie siebie i pielęgnowanie lokalnej tradycji.
Marek Szyszko to człowiek, który łączy duszę artysty z rzemieślniczą precyzją – jego prace cieszą oczy i serca, a on sam inspiruje kolejne pokolenia do sięgania po dłuto i tworzenia z sercem. Chcecie wiedzieć, skąd wzięła się ta pasja? Przeczytajcie, jak wszystko się zaczęło.
Dziadek pana Marka był kowalem, ale sam Marek od początku czuł, iż jego pasja leży gdzie indziej. Już jako mały chłopiec wykazywał twórcze zacięcie – własnoręcznie robił zabawki, które może i były niedoskonałe, ale powstawały z potrzeby serca i dziecięcej ciekawości.
- Pamiętam, jak tata kupił mi metalowy model traktora Ursus, bez kabiny. Jak to dziecko – od razu go rozkręciłem, chcąc zajrzeć do środka i zrozumieć, jak działa. Niestety, nie potrafiłem go potem złożyć. Kiedy ojciec to zobaczył, powiedział, iż jeżeli nie umiem szanować tego, co mi daje, to więcej zabawek nie dostanę – wspomina Marek Szyszko.
Zamiast się zniechęcać, zaczął chodzić po odpustach, przyglądał się zabawkom i różnym drobiazgom wystawianym na sprzedaż, a później próbował sam je odtwarzać. Wówczas nie przypuszczał jeszcze, iż te proste, drewniane wyroby w przyszłości przyniosą mu popularność i uznanie.
Choć wychował się na wsi i – jak większość chłopców z małych miejscowości – pomagał rodzicom w gospodarstwie, nigdy nie czuł powołania do pracy na roli. Od zawsze szukał innej ścieżki, swojej własnej drogi.
Muzyka była pierwsza, ale serce podbiło drewno
Już w czasach szkolnych próbował swoich sił w świecie muzyki. Grał w orkiestrze dętej, a weekendy spędzał, przygrywając na weselach, zabawach i domowych imprezach. Choć obowiązkowa służba wojskowa na jakiś czas przerwała tę pasję, nie zniknęła ona całkowicie. Po dwudziestu latach wrócił do muzyki – dziś gra na gitarze w scholi przy kościele w Majewie.
To jednak właśnie czas spędzony w wojsku okazał się przełomowy. Wtedy odkrył coś, co na zawsze zmieniło jego życie – drewno.
– Byłem już wtedy tzw. "starym żołnierzem" i miałem sporo wolnego czasu. Jeden z kolegów, leśnik, zaproponował, żebyśmy spróbowali robić ozdobne deski pod rogi koziołka. Dostałem dłuto i kawałek lipowego drewna. Tak powstały moje pierwsze prace. Od razu mnie to wciągnęło – wspomina Marek Szyszko.
Po powrocie z wojska podjął pracę w gospodarstwie, ale pasja do drewna nie dawała o sobie zapomnieć. Założył mały zakład stolarski, zajmował się renowacją mebli i drobnymi pracami stolarskimi. Niestety, ograniczone możliwości techniczne i silna konkurencja sprawiły, iż trudno było się z tego utrzymać. Wszystko zmieniło jedno spotkanie.
Podczas wizyty u wujka, śp. Piotra Szałkowskiego – znanego rzeźbiarza z Sokółki – los po raz kolejny się uśmiechnął.
– Pamiętam, jak powiedział mi wtedy: „Jesteśmy rodziną, ja rzeźbię, to i ty spróbuj”. To zdanie wszystko zmieniło. Wujek nie tylko stał się moim mentorem, ale też otworzył mi drzwi do świata artystów-rzeźbiarzy. Bardzo wiele mu zawdzięczam – opowiada.
To właśnie z jego zachęty Marek wykonał swoją pierwszą rzeźbę – postać kobiety. Nie traktuje jej jako arcydzieła, ale trzyma ją do dziś, z sentymentem pokazując odwiedzającym galerię w Chwaszczewie. Wyrzeźbił ją jednym dłutem – prezentem od wujka.
Dziś jego prace można podziwiać nie tylko w powiecie sokólskim. Zamówienia spływają z całej Polski, a on sam z pasji uczynił sposób na życie.
Renowacja krzyży – dbałość o historię i tradycję regionu
Pan Marek nie tylko rzeźbi nowe dzieła, ale również przywraca dawny blask wiekowym krzyżom przydrożnym, które od pokoleń wpisują się w krajobraz Sokólszczyzny. Odnawianie tych symboli to nie tylko praca wymagająca znajomości materiału i rzemiosła – to przede wszystkim pielęgnowanie lokalnej tożsamości. Każdy krzyż to często cichy świadek rodzinnych losów lub dziejów całej miejscowości.
To także kontynuacja dziedzictwa Piotra Radkiewicza – wybitnego rzeźbiarza z Okopów koło Suchowoli, który przez lata tworzył krzyże stojące przy drogach, na cmentarzach i wiejskich rozdrożach. Dzięki pracy pana Marka kilka z nich znów może cieszyć oczy mieszkańców – dokładnie tam, gdzie stały od pokoleń.
Nie poprzestaje jednak na krzyżach. Wzorem dla wielu stały się jego ozdobne detale architektoniczne – rzeźbione ganki, zdobione okiennice, ornamenty – które dziś zdobią liczne domy drewniane w regionie. Szczególnie chętnie odwiedzany przez turystów zakątek Podlasia – Kraina Otwartych Okiennic – inspiruje także innych właścicieli starych domów.
– Co ciekawe, najwięcej takich zamówień otrzymuję od osób z dużych miast: Warszawy, Łodzi czy Wrocławia. Ludzie ci kupują na Podlasiu stare drewniane domy i chcą przywrócić im autentyczny, regionalny charakter – mówi Marek Szyszko.
Moda ta zaczyna udzielać się także lokalnym mieszkańcom. Coraz częściej młodzi ludzie, którzy przejmują rodzinne gospodarstwa, chcą łączyć nowoczesność z tradycyjną podlaską estetyką. To pozytywny trend, zwłaszcza iż jeszcze nie tak dawno wsie wokół Sokółki były pod względem zdobnictwa wyjątkowo skromne – dominowały bielone ściany i proste, strzechą kryte domy.
Izba Zabawek i duch Słodowego
W Chwaszczewie, gdzie mieszka pan Marek, powstało wyjątkowe miejsce – Izba Zabawek. Wypełniają ją drewniane, manualnie robione zabawki, przypominające te, którymi bawili się nasi dziadkowie. Część z nich powstała podczas warsztatów prowadzonych przez Marka Szyszko – wspólnie z dziećmi i młodzieżą.
– Pomysł narodził się podczas zajęć w Podlaskim Muzeum Sztuki Ludowej. Początkowo nie sądziłem, iż robienie zabawek spotka się z takim zainteresowaniem, ale okazało się, iż to był strzał w dziesiątkę – opowiada z uśmiechem.
Frekwencja na warsztatach jest tak duża, iż zaczyna brakować mu czasu w własną twórczość. Mimo zmęczenia, każde spotkanie daje mu ogromną satysfakcję.
– W tych chwilach czuję się jak Adam Słodowy z moich dziecięcych lat. Jego program „Zrób to sam” przyciągał przed ekrany tłumy dzieciaków – wspomina pan Marek.
Drewniany sękacz i Światowid z Podlasia
Jego dzieła znajdują się dziś nie tylko na Podlasiu. W Żytkiejmach na Warmii i Mazurach stanął ogromny, czterometrowy drewniany sękacz jego autorstwa – atrakcja, obok której nie sposób przejść obojętnie.
– To była jedna z najbardziej wymagających fizycznie prac. Ciężar, rozmiar i szczegóły konstrukcji wymagały ogromnej precyzji i pomysłowości – wspomina artysta.
Obecnie pracuje nad nowym wyzwaniem – rzeźbą Światowida, słowiańskiego bóstwa o czterech twarzach, patrzących w każdą stronę świata.
Marek Szyszko to nie tylko rzeźbiarz, ale i strażnik tradycji, nauczyciel, inspirator. Współczesny „człowiek od wszystkiego” – jakby żywcem wyjęty z dawnych programów Adama Słodowego, tyle iż zamiast telewizora – wybiera dłuto, drewno i bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem.
{youtube}BRhhilyzMzU{/youtube}
{gallery}/zdjecia/2025/czerwiec/38/{/gallery}
Krzysztof Promiński
Redakcja: Sylwia Matuk -Powiatowy Dom Kultury
fot. Damian Szarkowski