
Czy Polska wciąż dotuje kotły na węgiel, a w skrajnych na przypadkach także na śmieci? Tym razem chodzi o specjalne konstrukcje montowane w kotłach na pellet, które pozwalają obchodzić przepisy. – Konsekwencje złamania przez Polskę przepisów unijnych mogą być bardzo poważne. W skrajnym wypadku Polsce grozi choćby zatrzymanie dalszych transz środków europejskich, z których jest dzisiaj finansowane „Czyste Powietrze” – mówi nam Bartłomiej Orzeł, były pełnomocnik premiera ds. „Czystego Powietrza”. – Beneficjenci także nie mogą spać spokojnie – dodaje. O sprawie zostało już poinformowane Ministerstwo Klimatu i Środowiska.
Maciej Fijak, SmogLab.pl: Jesteśmy pięć miesięcy po reformie flagowego programu dotacyjnego „Czyste Powietrze”. Jak pan ocenia te zmiany jako osoba, która była przez kilka lat odpowiedzialna za ten program i współtworzyła jego założenia?
Bartłomiej Orzeł, były pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów ds. programu „Czyste Powietrze”, w tej chwili Poland Lead w Project Tempo – europejskim think-tanku, zajmującym się badaniami społecznymi w zakresie klimatu i energii: Widać, iż program wytracił dynamikę. Wróciliśmy do liczb z 2021 i 22 roku, kiedy nie było najwyższego progu dochodowego i praktycznie nie było nadużyć, bo każdy musiał wyłożyć swoje pieniądze więc oglądał złotówkę z jednej i z drugiej strony. Na pewno mamy kryzys zaufania do programu, spowodowany z jednej strony nadużyciami, z drugiej strony „wyjęciem wtyczki” z dnia na dzień w listopadzie zeszłego roku.
Niestety mam poczucie straconego czasu, ponieważ pół roku przerwania programu można było przeznaczyć na pracę z gminami które są operatorami, aby wspierać najbiedniejszych beneficjentów. Nie zrobiono tego. Do tego dochodzą jeszcze pomniejsze sprawy, jak limity zużycia energii. Na plus jednak na pewno zabezpieczenie beneficjentów, bo to do czego tam dochodziło wołało o pomstę do nieba.
- Czytaj także: Kryzys Programu Czyste Powietrze. Dramatyczny spadek liczby wniosków
Sumy o wiele większe niż w aferze KPO. „Szukali prawdziwków, żeby ich wykorzystać”
To znaczy?
Biznes wykorzystał furtkę związaną z pre-finansowaniem i dawał choćby kilkukrotnie zawyżone ceny, bo za całość płaciło państwo. Przykładowo – kupowano piec w cenie hurtowej, ale zamiast sprzedać w cenie rynkowej, sprzedawano go dwukrotnie drożej. Inne elementy, takie jak okna czy wentylację choćby pięć razy drożej. Cała nadwyżka lądowała w rękach biznesu. Szukano „prawdziwków” – jak nazywano beneficjentów z grupy dofinansowania 100 proc., żeby ich wykorzystać, oczywiście zgodnie z prawem.
W kontekście ostatniej tzw. „afery KPO” mówimy o „przepaleniu” kilkukrotnie wyższych środków niż na słynne „jachtowe”, bo w mojej ocenie to choćby 8-10 miliardów złotych. I tu odpowiedzialność ponosi poprzednia minister resortu środowiska – Anna Moskwa, która ten mechanizm wprowadziła. Jednak nowa ekipa, na czele z Minister Hennig-Kloską, też nic z tym nie zrobiła, mimo sygnałów od strony społecznej i podległych instytucji.
To nie była pierwsza duża zmiana w programie. Dobrze rozumiem, iż wciąż nie można powiedzieć, iż jest on szczelny?
To prawda, w przeszłości program „Czyste Powietrze” wielokrotnie podlegał ewaluacji. Mało kto jeszcze pamięta, iż długo można było w nim uzyskać dotację na piec węglowy V klasy na tak zwany „ekogroszek”. Co prawda dziś to prehistoria, ale jeżeli chodzi o szczelność to jest jedno „ale”.
Okazuje się, iż dość niespodziewanie i niezgodnie z przepisami unijnymi i regulaminem „Czystego Powietrza” wciąż otwarta jest furtka dla sprzedaży kotłów na pellet, które pozwalają nie tylko na spalanie węgla, ale choćby na spalanie śmieci. A wszystko to za pieniądze europejskie.
„Ruszty awaryjne” w piecach na pellet. Furtka dla węgla i śmieci
Spalanie śmieci w kotle na pellet?
Tak. Chodzi o możliwość montażu tak zwanego „rusztu awaryjnego”, czyli dodatkowego rusztu, który w teorii (w teorii producentów, dodajmy) powinien być wykorzystywany wyłącznie krótkotrwale w przypadku awarii. Tajemnicą poliszynela jest to, iż w praktyce jest wykorzystywany na co dzień do spalania paliw, które nie są przeznaczone dla kotła na pellet – np. węgiel, drewno kawałkowe czy śmieci.
Generuje to szybsze zużycie kotła i konieczność jego serwisu, a więc wyższe koszty w dłuższej perspektywie i obniżenie efektywności uzyskanej dotacji z „Czystego Powietrza”. Koszt takiego rozwiązania to zaledwie 300–400 złotych, a więc za zaledwie trzech Władysławów Jagiełło możemy sobie kupić kawałek metalu, który przywróci nas do starych dobrych lat 2000-2010, kiedy śmieci segregowało się na takie do palenia w dzień i takie do palenia w nocy.
Jak to możliwe, iż nikt tego do tej pory nie sprawdził i nie zakwestionował? Obserwujemy przecież rekordy w zainteresowaniu kotłami na biomasę – to już prawie 80 proc. wszystkich wniosków w programie.
Zanim odpowiem, to warto jeszcze wyjaśnić, iż wszelkie urządzenia grzewcze finansowane ze środków unijnych (a z takich jest w tej chwili finansowane „Czyste Powietrze”) muszą spełniać określone wymogi. Kluczowym z nich są wymagania tak zwanego „Ekoprojektu” – dotyczą one chociażby emisji cząstek stałych, znanych jako PM10 i PM2.5, które są ogromnym zagrożeniem dla zdrowia i życia obywateli.
Możliwość montażu rusztu awaryjnego jednoznacznie wyklucza urządzenie grzewcze z wypełnienia kryteriów „Ekoprojektu”, co ma określone konsekwencje. Czysto teoretycznie kotły tego typu nie powinny dostawać ani złotówki dotacji.
Odpowiadając na pytanie – w praktyce nikomu – od producentów, poprzez hurtowników, instalatorów, po użytkownika końcowego – nie zależy na ujawnieniu tego procederu, więc rynek przyjął je z radością. Sprzedaż kotłów pelletowych bez możliwości zabudowy rusztu w zasadzie umarła, a z łamania prawa zrobiono wręcz zaletę produktu!
Zawiadomienie już na biurku ministra. „Biznes nie ma żadnych zahamowań”
Brzmi to jak kolejny, pełzający kryzys wokół „Czystego Powietrza”.
Ostatnia tak zwana „afera KPO” pokazała nam, iż bez sprawnych mechanizmów kontroli obywatelskiej takie rzeczy będą przechodzić niezauważone, gdyż biznes nie ma w tym temacie żadnych zahamowań. W tym jednak wypadku na obywatelską kontrolę nie mamy co liczyć, gdyż konsumenci są również beneficjentami systemowej patologii. A system zgłaszania nadużyć do listy Zielonych Urządzeń i Materiałów (wpis na listę ZUM jest niezbędny, aby móc uzyskać dotację na dany produkt z „Czystego Powietrza”), który miał służyć wyłapywaniu tego typu sytuacji i być swoistym „bezpiecznikiem”, okazał się ślepy.
Czy to nie jest temat dla organów kontroli – np. UOKiK czy NIK?
Niestety, organy kontrolne nie chcą, nie są w stanie lub nie mogą przeprowadzać kontroli w tym zakresie, więc koło się zamyka. Z kolei Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które jest odpowiedzialne za program „Czyste Powietrze”, zdaje się nie dostrzegać problemu.
W ostatnich dniach trzy organizacje – PORT PC, Applia – Związek Pracodawców AGD i HVAC oraz SPIUG – Stowarzyszenie Producentów i Importerów Urządzeń Grzewczych – skierowały do resortu pismo, w którym jasno wskazują na istnienie tego procederu. Domagają się stanowczych działań, które ich zdaniem powinny skutkować wykreśleniem kotłów z możliwością montażu „rusztu awaryjnego” z listy Zielonych Urządzeń i Materiałów. Z tego co wiem – w najbliższych dniach tego typu skarga ma być skierowana również do instytucji europejskich.
W czarnym scenariuszu Polska straci miliony. „Beneficjenci nie mogą spać spokojnie”
Ostatnio pisaliśmy na naszych łamach o tym, jak osoby oszukane w programie mogą być podwójnie karane za nieuczciwych sprzedawców. Co prawda NFOŚiGW zapowiedziało poszukiwanie rozwiązań, aby do tego nie dopuścić. Konkretów jednak wciąż nie znamy. Co nam grozi w związku z sytuacją dotyczącą kotłów na pellet?
Konsekwencje złamania przez Polskę przepisów unijnych mogą być bardzo poważne. W skrajnym wypadku Polsce grozi choćby zatrzymanie dalszych transz środków europejskich (FENX, KPO, Fundusz Modernizacyjny), z których jest dzisiaj finansowane „Czyste Powietrze”, lub całkowite zablokowanie finansowania programu. Programu, który przecież w ostatnich miesiącach balansuje na granicy życia i śmierci.
Należy podkreślić, iż beneficjenci, którzy kupili niewłaściwy kocioł, także nie mogą spać spokojnie – jeżeli kontrola wykaże nieprawidłowości po ich stronie (a takim jest kupno urządzenia grzewczego, które nie spełnia wymagań programu), to Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska mogą (a choćby na pewno będą) domagać się od nich zwrotu pieniędzy.
Niestety, sytuacja wokół środków KPO na HoReCa pokazała systemową patologię w jednym obszarze, jednak w innych mają się one całkiem nieźle. I wydaje się, iż przy decydentach, którzy są ślepi na jedno oko i zdają się nie widzieć faktycznych problemów, większa odpowiedzialność i roztropność w obszarze wydatkowania środków unijnych nam nie grozi. Bo „jakoś to będzie” i za błędy urzędników na końcu i tak zapłacą obywatele.
Co powinno się teraz wydarzyć? Co pan by zrobił na miejscu odpowiedzialnych za program?
Na pewno należy w tempie ekspresowym wycofać kotły z możliwością zabudowy rusztu awaryjnego z listy ZUM. Po drugie powinniśmy rozważyć kary dla producentów, którzy sprzedają produkty niezgodnie z opisem – a z tym mamy w mojej ocenie do czynienia. Taki kocioł ma możliwość zabudowy rusztu awaryjnego, a jest reklamowany jako „Ekoprojekt”. Beneficjenci znowu – nie oceniam czy za wiedzą czy bez – zostali władowani na minę.
- Czytaj także: Będzie wsparcie poszkodowanych w Czystym Powietrzu. Nie wiadomo jakie
–
SmogLab zwrócił się z pytaniami dot. rusztów awaryjnych do Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Do tematu będziemy wracać.
–
Zdjęcie tytułowe: NFOŚiGW/domena publiczna