Po szczycie Trump-Putin na Alasce, podczas którego obaj panowie zachowywali się publicznie jak starzy kumple nasze „elity” wpadły w stan kompletnego szoku. Poniżej kliniczny przykład.
Zastanówmy się przez chwilę: pani Bonikowska, doktor nauk humanistycznych, „Od maja 2013 prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych – think tanku specjalizującego się w polityce zagranicznej. Wykłada w Centrum Europejskim Uniwersytetu Warszawskiego, w Akademii Finansów i Biznesu Vistula i na uczelni im. Korczaka. Jest współzałożycielką i prezeską ośrodka dialogu i analiz THINKTANK.” (Wikipedia), to jak widać tępa idiotka, której „trudno pojąć” tą sytuację. Rozumiecie, ona nie dość, iż jest głupia i nic nie rozumie z geopolityki i tego jak świat działa – ona tą swoją ignorancję przekazuje innym, uchodzi za znawcę, traktowana jest poważnie! To problem systemowy, ktoś tej głupiej babie dał ten doktorat, ktoś ją promuje jako „ekspertkę”. A przecież podobnych do niej „ekspertów” i „analityków” mamy dziesiątki.
Dla każdego kto choć minimalnie kuma coś z historii było oczywiste, iż w sytuacji, w której nie udało się pokonać Rosji militarnie przygotowaną uprzednio na to Ukrainą, nie udało się jej złamać gospodarczo (sankcje, wysadzenie Nord Stream), nie udało się doprowadzić do wewnętrznego przewrotu (społeczeństwo popiera Putina, Nawalny i Prigożyn w grobie itp.) ani rozpadu po liniach narodowościowych to USA nie mają innego wyjścia niż jakoś się z Rosją dogadać. Inaczej blok Rosja-Chiny jeszcze bardziej się umocni i nie będzie można choćby marzyć o konkurencji z nim, iż nie wspomnę o pokonaniu go.
A tymczasem dla dziesiątków „politologów” pokroju tej tępej idiotki i naszych „analityków” jest to „niepojęte”. Podobnie jak niepojęte jest, iż Trump rozmawia z Łukaszenką i najpewniej odwiedzi Mińsk.
Jak mamy funkcjonować jako naród, jako lud (niem. volk) o ile nie tylko nie mamy państwa, ale nie mamy choćby elit orientujących się w sytuacji? Porównajmy nasze położenie z położeniem niedalekich sąsiadów – Słowacji czy Węgier. Owszem, mają wrogów, owszem, tam też chcą pozbyć się Orbana i na jego miejsce wsadzić jakieś żałosne szuje podobne do Trzaskowskiego i Tuska, ale póki co Węgry wychodzą z tej zawieruchy obronną ręką – bez milionów nachodźców z Ukrainy, bez rozbrojonej armii, bez ogromnych wydatków na zbrojenie Ukrainy, bez zrujnowanych stosunków z Rosją (i Białorusią), ze świetną relacją z Chinami – i z obecną administracją USA.
Serio, ręce opadają…
Oczywiście ja nie komentuję samego szczytu Trump-Putin. Dlaczego? Bo podobnie jak wszyscy analitycy i komentatorzy nic nie wiem na temat tego o czym tam rozmawiano oraz co ustalono (lub raczej jakie ustalenia „dopięto” bo takie szczyty zwykle przygotowują różni wysłannicy zawczasu). No i nie jestem zawodowym komentatorem czy felietonistą – oni muszą coś napisać i to od razu, bo za to im płacą. Ja mogę poczekać. I tak wiem, iż prawdziwa zawartość i znaczenie tego szczytu będzie znane dopiero za jakieś 50 lat kiedy wypłyną na jaw dokumenty i ukażą się spisane na emeryturach wspomnienia uczestników. Jedno jest pewne – los Polski z pewnością nie był tam szczególnie istotnym elementem a przy tym traktowany był ściśle transakcyjnie i instrumentalnie.