Wacław Leszczyński: Kosztem Polaków

solidarni2010.pl 2 tygodni temu
Felietony
Wacław Leszczyński: Kosztem Polaków
data:18 lipca 2025 Redaktor: Redakcja

W ostatnich trzech latach odbyły się w Polsce cztery razy wybory (parlamentarne 2023 r., samorządowe 2024 r., do Europarlamentu 2024 r., prezydenckie 2025 r.). Za otrzymywaną pomoc w nich (i wcześniej) pewne środowiska polityczne muszą się swym patronom i sponsorom odwdzięczyć.

W obecnej sytuacji trudno oficjalnie dziękować Rosji za jej pomoc w postaci „braku praworządności” i „ośmiu gwiazdek”. Robi się więc to w sposób pośredni, zakazując budowy pomnika Bitwy Warszawskiej 1920 r. czy zmiany nazwy ulicy Armii Ludowej w Warszawie. Konkretnym dowodem wdzięczności w stosunku do Rosji jest płacenie wielkich kwot (łącznie do 5 miliardów zł.) byłym funkcjonariuszom „służb” PRL, podległych Rosji.
Największą pomoc polityczną, propagandową i materialną (z „fundacji” i z „nieznanych źródeł” w akcji wyborczej) otrzymywały z Niemiec obecne władze. Dlatego też nie zamierzają występować o należne Polsce odszkodowania od Niemiec za ich zbrodnie, zniszczenia i rabunki w czasie II Wojny Światowej. W Instytucie im. Witolda Pileckiego zlikwidowano więc dział odzyskiwania dzieł sztuki zrabowanych przez Niemców. Zlikwidowano też dział o Polakach ratujących Żydów, bo według propagandy niemieckiej Polacy nie ratowali, ale zabijali Żydów. Tezę tę podtrzymała jedna minister mówiąc, iż „polscy naziści zbudowali obozy, które były obozami pracy, a potem stały się obozami masowej zagłady”. Niemcy pozbywają się zbędnych im imigrantów, przerzucając ich do Polski, na co zgadzają się polskie władze, grożąc karami Ruchowi Obrony Granic, za blokowanie tych przerzutów. Dwóch polskich biskupów skrytykowało Niemców za ich postępowanie. Na to władze wysłały do Watykanu pismo. Nie było w nim tłumaczenia, czemu rząd łamie Konkordat ograniczając naukę religii i dyskryminując katolickie dzieci, ale skarga na tych biskupów. Bo o Niemcach źle mówić nie wolno! Różne miasta polskie rządzone przez środowisko obecnej władzy także swymi działaniami wykonują gesty wdzięczności za wsparcie otrzymane od Niemiec.
Władze Wrocław od lat starały się o „dobre” stosunki z Niemcami i już ok. 2006 r. zmieniły nazwę Hali Ludowej na Halę Stulecia, bo taką nazwę („Jahrhunderthalle”) nosiła ona za czasów niemieckich. Budowę tego gmachu ukończono w 1913 r. i nazwano go tak albo z okazji setnej rocznicy bitwy pod Lipskiem (w której zginął Książe Józef Poniatowski), albo z okazji setnej rocznicy odezwy „Do mojego ludu” (An mein Volk) króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III, wzywającej do oporu przeciwko Napoleonowi I (to by uzasadniało nazwę „Hala Ludowa”). Z jego to rozkazu w 1811 r. przetopiono polskie insygnia królewskie zrabowane ze skarbca na Wawelu w 1795 r. przez jego ojca Fryderyka Wilhelma II. Władze Wrocławia powróciły do niemieckiej nazwy „Hala Stulecia”, a na Moście Grunwaldzkim każą wstawić tablicę z napisem „Kaiser Brücke” (Most Cesarski), aby było tak, jak za czasów rządów niemieckich nazistów. A ludzi zmuszanych przez Niemców do niewolniczej pracy, głównie Polaków, których tysiące zginęło podczas budowy lotniska na Placu Grunwaldzkim we Wrocławiu, upamiętnia jedynie kamień z małą tabliczką…
Władze Gdyni nie chciały być gorsze od innych i wzięły udział w zorganizowanych przez Związek Ludności Niemieckiej w Gdyni uroczystościach upamiętniających ofiary morskich katastrof, w tym okrętu „Gustloff”, na którym w 1945 r. zginęło ok. 9000 Niemców, a więc tyle, ilu mieszkańców dzielnicy Wola w Warszawie mordowali Niemcy w ciągu jednego dnia w 1944 r. A nic nie było słychać o upamiętnianiu przez władze Gdyni jej obrońców przed Niemcami w 1939 r. i ich dowódcy płk. Stanisława Dąbka. Najbardziej proniemieckie są władze Gdańska, nawiązujące do Wolnego Miasta Gdańsk, gdy rządzili nim niemieccy naziści. Polityk stąd orzekł, iż II Wojnę Światową wywołało „złe słowo Polaka przeciw innemu narodowi”. W ślad za propagandowym i kłamliwym niemieckim serialem „Nasze matki, nasi ojcowie”, otwarto w Gdańsku wystawę „Nasi chłopcy”. Mowa na niej o wcielanych do Wermachtu obywatelach polskich z terenów włączonych w 1939 r. do Niemiec i obywatelach Wolnego Miasta Gdańsk. Fałszem historycznym było w niej łączenie tych dwóch grup. Bo młodzi Polacy do służby we wrogiej im tej formacji byli zmuszani i gdy zdarzała się okazja, zwłaszcza na froncie zachodnim, dezerterowali i wstępowali do polskiego wojska. Inaczej do służby w Wermachcie podchodzili młodzi Gdańszczanie. W Gdańsku w 1939 r. mieszkało ponad 90% Niemców i rządzili w nim hitlerowcy. To z Gdańska wywodzili się nadzorcy i część wykonawców zbrodni ludobójstwa wielu tysięcy Polaków w Piaśnicy. Ci powołani do Wermachtu młodzi Gdańszczanie nie mieli oporów z wstępowaniem do niemieckiej armii. Przy wyjeździe z domu mógł towarzyszyć „im strach, przygnębienie, ale nierzadko też ekscytacja wywołana nowym doświadczeniem i możliwością zobaczenia nieznanych dotąd stron”, jak napisano na jednej z tablic Wystawy „Nasi chłopcy”. Bo to byli „chłopcy” niemieccy. I to o nich jest ta wystawa, a nie o Polakach, choć za polskie pieniądze. No cóż. Jak się ma długi, trzeba je spłacać, tylko czemu kosztem wszystkich Polaków, nie tylko tych „europejskich”?

Wacław Leszczyński




Idź do oryginalnego materiału