Sprawa pożyczki dla Jerzego Ż. Nawrocki: Nie miało znaczenia, to co jest tam zapisane

4 godzin temu

- W tej pożyczce zupełnie nie miało znaczenia to, co jest tam zapisane - powiedział w programie "Gość Wydarzeń" Karol Nawrocki. Kandydat na prezydenta wspierany przez PiS odpowiedział w ten sposób, dopytywany o doniesienia "Gazety Wyborczej" dotyczące wysokości oprocentowania pożyczki udzielonej Jerzemu Ż.

Zobacz więcej

W czwartek "Gazeta Wyborcza" podała, że Nawrocki pożyczył Jerzemu Ż. kwotę 12 tys. zł na 20 procent rocznie. Taki zapis miał znaleźć się w umowie, która jest datowana na 15 lutego 2010 roku. Gazeta dotarła do dokumentu.

- Ja myślę, iż dzisiaj Polska ma dużo większe problemy niż podnoszenie sprawy mieszkania, które kupiłem zgodnie z prawem - powiedział Nawrocki dopytywany o wysokość pożyczki. Tłumaczył, iż pomógł panu Jerzemu i oddałem mieszkanie na cele charytatywne.

Pożyczka dla Jerzego Ż. "Nie mam sobie nic do zarzucenia"

Kandydat na prezydenta unikał odpowiedzi na pytanie o wysokości oprocentowania pożyczki. - W tej pożyczce zupełnie nie miało znaczenia, to co jest tam zapisane, bowiem to ja panu Jerzemu pomagałem, a nigdy nie musiał, ani tej pożyczki zwracać, ani przekazywać mi żadnych środków finansowych. Był adekwatnie jeden kierunek przepływu środków finansowych - ode mnie do pana Jerzego - mówił.

Dodał, iż "to już wykazały i kolejne dokumenty, i film, który nagrałem". - Także nie mam w tej sprawie nic sobie do zarzucenia - mówił.

Prowadzący Marcin Fijołek dopytywał, po co w umowie zostało zawarte oprocentowanie, skoro jej zapisy "nie miały znaczenia"? - Może sobie pan redaktor i widzowie odpowiedzieć. Ta odpowiedź jest raczej oczywista, także w moim uznaniu i w uznaniu prawników, iż był to procent obowiązujący wówczas na rynku, więc prawdopodobnie wynikało to w pewnych kwestii prawnych, formalnych, przy założeniu oczywiście, iż pan Jerzy nigdy mi tych środków finansowych nie zwróci, bo po prostu się nim opiekuję - powiedział prezes IPN.

Fijołek zapytał również o to, dlaczego Nawrocki nie wiedział, iż pan Jerzy jest w domu opieki. - Ci którzy przeglądali dokumenty pana Jerzego, jak widać mieli też wszystkie moje dokumenty. Nie postanowili poinformować manie o tym i wzięli pana Jerzego jako zakładnika sprawy politycznej - tłumaczył i dodał, iż "był to plan polityczny".

Kawalerka Karola Nawrockiego. "Pan Jerzy może tam wrócić"

Nawrocki powiedział, iż "pan Jerzy zawsze do tego mieszkania może wrócić". - Jest zapis w akcie notarialnym, gdzie przekazuje je organizacji charytatywnej, ze to mieszkanie cały czas jest pana Jerzego - powiedział.

- Ta sprawa jest jasna, czysta. Zrobiłem tak jak należy pomogłem człowiekowi - przekonywał. Nawrocki mówił, iż wielokrotnie próbował się skontaktować z Jerzym Ż., ale jego telefon był wyłączony. - Dla jego dobra po tym, co zrobiono w tej sprawie i mi, i panu Jerzemu odwiedzę go po kampanii prezydenckiej - zadeklarował.

Fijołek zapytał też, jak to możliwe, iż akt notarialny dotyczący mieszkania został sporządzony w areszcie? - Pan Jerzy Ż. był osadzony w więzieniu, z którego pisał do mnie swoje listy, także wszystko się zgadza - odparł Nawrocki.

Podkreślił, iż cała sprawa związana z kawalerką jest "przedstawiana w sposób daleki od prawdy".

Autorzy artykułu opublikowanego w "Gazecie Wyborczej" zwrócili uwagę na wysoki procent udzielonego przez Nawrockiego kredytu. Dziennikarze spekulują, iż spłata całej kwoty z odsetkami była poza zasięgiem finansowym schorowanego pana Jerzego.

"W roku 2010 średnie oprocentowanie kredytów hipotecznych wynosiło ok. 5 proc., zaś kredytów gotówkowych - od 8,4 do 17,5 proc. (plus prowizja banku). Pan Jerzy nie miał zdolności kredytowej. Stawka 20 proc. to nieco poniżej progu zakazanych pożyczek lichwiarskich, które zaczynają się powyżej 24 proc." - czytamy w tekście.

Komunikat NASK o ingerencji w wybory. "Nie jestem zaskoczony"

W środę NASK ostrzegał przed możliwą próbą ingerencji w kampanię w wyborach prezydenckich w Polsce. Ośrodek zidentyfikował reklamy polityczne na platformie Facebook, które mogą być finansowane z zagranicy. O sprawie powiadomiono Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Materiały polityczne były wyświetlane na obszarze Polski, a zaangażowane w kampanię wyborczą konta reklamowe wydały na nie w ciągu ostatnich siedmiu dni więcej niż jakikolwiek komitet wyborczy.

- Ten komunikat nie odnosił się do pełnej prawdy. Jak wiemy, to fundacja związana z działaczem Platformy Obywatelskiej realizowała te zadania. Po raz kolejny nie jestem zaskoczony, bo widzimy, iż mojemu głównemu kontrkandydatowi pomagają nie tylko instytucje państwowe, nie tylko telewizja rządowa, ale także kapitał zagraniczny - ocenił Nawrocki.

WIDEO: Powrót prac domowych? Jest głos z MEN
Idź do oryginalnego materiału