Wczorajszy wpis Cezarego Gmyza, głoszący iż „prawica jest niezdolna do brudnej gry”, wywołał burzę w mediach społecznościowych. Nie bez powodu. Oto bowiem dziennikarz jednoznacznie kojarzony z rządową narracją postanowił przekuć rzeczywistość w groteskowy mit o rzekomej moralnej wyższości formacji, której członkowie z lubością grzęźli w błocie kłamstw, manipulacji i finansowych przekrętów przez ostatnią dekadę.
Czy naprawdę można mówić o „niezdolności do brudnej gry”, gdy spojrzy się na długą listę afer, cynicznych kłamstw i zniszczonych instytucji demokratycznych pod rządami Zjednoczonej Prawicy?
Kłamstwo jako narzędzie władzy. Już w 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość objęło władzę pod hasłami „dobrej zmiany” i „przywracania godności”. Po latach wiemy, iż były to slogany puste jak urny po wyborach kopertowych. Każdy kolejny rok przynosił nowe przykłady zakłamywania rzeczywistości – od „niezależnych” prokuratur, przez „reformę” sądownictwa, po przekaz dnia powielany w rządowych mediach.
Wystarczy przypomnieć słowa premiera Mateusza Morawieckiego, który w kampanii wyborczej w 2018 roku zapewniał, iż „nie ma żadnych podwyżek cen energii”. Kilka miesięcy później rachunki poszybowały w górę, a rząd, zamiast się przyznać – próbował zamaskować problem dopłatami i kolejnymi tarczami.
Kłamstwa te nie były incydentami. Stały się trwałą częścią strategii politycznej – taktyką, która zamieniała konferencje prasowe w spektakle absurdu, a debaty sejmowe w teatr pogardy.
Mateusz Morawiecki – bankier, który miał przynieść kompetencje, a przyniósł lawinę propagandy. Wielokrotnie przyłapany na mijaniu się z prawdą, zarówno w kwestiach gospodarczych, jak i zdrowotnych (pandemia COVID-19 była wykorzystywana do własnych celów politycznych, a nie do ratowania zdrowia publicznego).
Andrzej Duda – prezydent podpisujący ustawy bez cienia refleksji, legitymizujący demontaż państwa prawa i atakujący sędziów, nauczycieli i osoby LGBT z belwederskich salonów. W 2020 roku mówił, iż „LGBT to nie ludzie, to ideologia” – słowa, które przeszły do historii jako symbol dehumanizacji i politycznego cynizmu.
Beata Szydło i Mateusz Morawiecki wymieniali się teką premiera niczym aktorzy grający tę samą rolę – strażników interesów partyjnych nad interesem obywateli.
Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry stanowiła osobny rozdział w tej historii degrengolady. To formacja, która uczyniła z Ministerstwa Sprawiedliwości narzędzie politycznej zemsty. Za ich kadencji prokuratura przestała być niezależna, a sądy były zasypywane dyscyplinarkami i personalnymi atakami. Afera hejterska w Ministerstwie Sprawiedliwości (tzw. „Kasta”) to dowód na to, iż brudna gra nie była wyjątkiem – była standardem.
Lista afer PiS i SP mogłaby zapełnić encyklopedię:
-
Fundusz Sprawiedliwości – pieniądze miały pomagać ofiarom przestępstw, a trafiały do zaprzyjaźnionych fundacji i parafii.
-
Afera respiratorowa – miliony złotych wydane na sprzęt, którego nigdy nie dostarczono.
-
Afera mailowa – korespondencja najwyższych urzędników państwowych odsłaniająca kulisy cynizmu i manipulacji.
-
Wybory kopertowe – 70 mln zł wyrzucone w błoto bez podstawy prawnej.
-
TVP – przekształcona w tubę propagandową za miliardy z budżetu.
Do tego dochodzą setki pomniejszych afer – od nepotyzmu w spółkach Skarbu Państwa, przez nieprawidłowości w wydatkowaniu środków unijnych, aż po politykę surowcową, która przez lata uzależniała Polskę od węgla i hamowała transformację energetyczną.
Kłamstwo ma swoją cenę. Oprócz miliardów zmarnowanych złotych, Polska straciła coś znacznie ważniejszego – zaufanie społeczne, autorytet instytucji publicznych i spójność wspólnoty narodowej.
Zamiast rozmowy – krzyk. Zamiast kompromisu – podział. Zamiast polityki opartej na wartościach – propaganda podszyta lękiem i wrogością.
Dziś, kiedy prawica próbuje na nowo pisać swoją historię i kreować się na ofiary „brudnej gry”, trudno nie mówić o bezczelności. Wpis Gmyza nie jest tylko aktem ślepej lojalności – to symbol wyparcia i ignorancji, który obraża inteligencję Polaków.
Nie, panie Gmyz. To nie lewica czy liberałowie wynaleźli brudną grę. Ale to prawica w Polsce uczyniła z niej fundament swojego trwania przy władzy – i zapłaciła za to społeczeństwem.
Teraz w jej imieniu o fotel prezydencki walczy Karol Nawrocki, „właściciel jednego mieszkania”…