NIEMIECKIE MARIONETKI FAŁSZUJĄ HISTORIĘ BOLESŁAWA CHROBREGO I JEGO KORONACJI

5 dni temu

Tysięczna rocznica jednego z kilku najważniejszych wydarzeń w całych dziejach Polski powinna mieć skalę ogromną. Z okazji tej powinny powstać pomniki, filmy, seriale telewizyjne, liczne książki, odbyć się międzynarodowe konferencje naukowe, musicale a może i opery.

O rocznicy tej pamiętały jednak jedynie środowiska niezależne i w stosunku do reżimu Donalda Tuska jednoznacznie opozycyjne. I dopiero wtedy, gdy skala upamiętniającej aktywności kręgów zwalczanych przez panującą dziś w Polsce proniemiecką dyktaturę okazała się zaskakująco owocna i niepokojąco duża – także niemieckie marionetki postanowiły zauważyć fakt tysięcznej rocznicy koronacji pierwszego polskiego króla. I nie mogło być inaczej – wszystko, co wytworzono pod patronatem Donalda Tuska okazało się być żenadą przebijającą kurioza słynnego „pochodu z czekoladowym orłem”. Tam, gdzie należałoby się spodziewać rycerskich grup rekonstrukcyjnych pojawili się wprawdzie rycerze, ale z filmu „Gwiezdne Wojny”. I to choćby nie ci zwani Jedi, czyli obrońcy galaktyki przed siepaczemi Imperium, ale właśnie ci siepacze, odziani w białe plastikowe zbroje z przyłbicami uformowanymi w karykaturalne twarze wyrażające bezbrzeżną pogardę. A w części bardziej oficjalnej – wszystko przedstawiało się o całe piekło gorzej. Wystąpienia każdego z funkcjonariuszy reżimu wyglądało jak ściganie się w ignorancji, durnocie i czołganiu przez berlińskimi protektorami. Tusk, Sikorski, Kidawa – Błońska oraz tabuny pismaków ze służącego im aparatu propagandy wyrzucili z siebie tak przerażającą ilość głupot i najbardziej ewidentnych historycznych fałszerstw, iż czuję się w obowiązku sprostować choć jedno, to powtarzające się najczęściej.

Wyżej wymienione indywidua zgodnie bredziły o „koronie królewskiej otrzymanej dzięki Cesarzowi Niemiec” lub wprost – „od Niemiec”. Każdy detal takich kocopałów jest nonsensem skrajnym już z tego powodu, iż żaden cesarz nigdy nie koronował żadnego króla. To nie cesarz też decydował o tym, czy ktoś królem będzie, czy nie. jeżeli już – to bywało wręcz przeciwnie. Trzeci z naszych królów, Bolesław Szczodry – Śmiały, do swojej koronacji doprowadził dołączając do europejskiego sojuszu przeciwników cesarza. Co było działaniem podwójnie logicznym – to nie cesarz, ale jego papieski przeciwnik był w stanie przywrócić królewską rangę i polskiego władcy i polskiego państwa (które jednak od koronacji naszego pierwszego króla było już w Europie, może z wyjątkiem Niemiec, zwane Królestwem bez względu na to, czy mieliśmy króla, czy nie). Drugą korzyścią takiej a nie innej polityki Bolesława było wiązanie się z tymi, ze strony których Polsce nic nie groziło a nie z Niemcami, permanentnie dążącymi do podporządkowania sobie Polski. Warto było mieć przeciw wrogom zza Odry sojuszników i opowiadając się przeciw Cesarstwu – Bolesław ich pozyskiwał.

Wróćmy jednak do Chrobrego, czyli tego Bolesława, który był dziadkiem trzeciego z naszych królów. Jak wiadomo – w roku 1000 w Gnieźnie cesarz Otton III zdjął ze swej głowy swój cesarki diadem i nałożył go na głowę Chrobrego stwierdzając, iż tak wielki władca państwa tak wielkiego i tak potężnego zasługuje na koronę królewską. Niektórzy moment ten utożsamiają z koronacją. Niestety – tak nie było. I procedura wyniesienia władcy do godności króla i ceremonia takiego wyniesienia – były już wówczas bardzo ściśle określone. Może nie do końca jasna jest sprawa konieczności błogosławieństwa papieskiego, choć raczej jednoznacznie konieczne było ono do koronacji pierwszego władcy w danym kraju (jednak np. Litwa w całych swych dziejach miała jednego tylko króla – Mendoga, po panowaniu którego żaden z litewskich książąt koronować się już nie ośmielił, nie mając na to zgody ojca świętego). W czasie zjazdu w Gnieźnie Polska nie miała też jeszcze ani jednego arcybiskupa. Miała biskupów, ale tylko arcybiskup w towarzystwie co najmniej dwóch biskupów – miał prawo dokonać koronacji. Niektórzy przypuszczają, iż już w roku 1001, kiedy mieliśmy już i arcybiskupstwo i arcybiskupa – Chrobry miał już czekać na koronę, wysyłaną mu ze Stolicy Apostolskiej przez papieża. I iż po drodze koronę tę mieli przechwycić Węgrzy i koronować nią swojego pierwszego króla – Stefana. Mało już jednak kto dzisiaj przychyla się do tak „westernowej” wersji historii – w średniowieczu zdarzały się rzeczy dziwne, ale rzadko aż takie. Chyba najrozsądniej rzecz tę w swej ostatniej książce tłumaczy profesor Wojciech Polak. Uważa on, iż cesarz Otto III miał szczery zamiar wsparcia Chrobrego w jego staraniach o koronę królewską, ale jednak ze strony naszego władcy spotkało go pewne rozczarowanie. Wg prof. Polaka Otton liczył na dar w postaci całych zwłok świętego Wojciecha. Cesarz ten pragnął relikwie męczennika w całości zawieźć do Rzymu i tam, we wspaniałej świątyni, stworzyć wielkie europejskie centrum jego kultu. Chrobry ograniczył się jednak do podarowania Ottonowi tylko ramienia zwłok świętego Wojciecha. Zdaniem prof. Polaka Otton miał doznać rozczarowania darem nazbyt skromnym i skutkiem tego – osłabnąć miała cesarska ochota wspierania królewskich ambicji Polski i polskiego władcy.

Jak wiadomo – Otto III, najbardziej sprzyjający Polsce władca z wszystkich cesarzy, niedługo potem zmarł. A jego sukcesor słyszeć choćby nie chciał o jakiejkolwiek koronie dla Polski i Polaka. Wręcz przeciwnie – celem podporządkowania sobie naszego kraju prowadził przeciw Polsce jedną wojnę za drugą. I robił też wszystko, by kolejni papieże nie dopuścili do koronowania polskiego księcia. Z kronik bardzo dobrze poinformowanego, bardzo nam niechętnego i odnotowującego mnóstwo detali niemieckiego kronikarza Thitmara dowiadujemy się, jak w sytuacji tej zachował się Bolesław Chrobry. Otóż, jak najbardziej rasowy polityk, nie zamierzał on ścigać celów nieosiągalnych ani „kopać się z koniem”. Chrobry stawiał skuteczny opór kolejnym niemieckim najazdom, agresorów osłabiał zadając im dotkliwe straty i pilnie przyglądał się temu, co działo się w Stolicy Apostolskiej. Thitmar pisał, iż cesarz był otoczony szpiegami Chrobrego (!!!). Wnosić stąd możemy, iż nasz władca mógł mieć też dobre rozpoznanie w otoczeniu papieży. Zmieniali się oni wtedy często i jeżeli Chrobry dowiadywał się, iż „u tego papieża nie mamy szans” to nie tylko zabiegami u takiego nie zawracał sobie głowy, ale choćby nie przysyłał mu należnych Stolicy Apostolskiej danin. Skutecznie przy tym udając durnia informacjami w stylu: „Wysłałem, ale bandziory od cesarza po drodze ukradły”. Skutecznie, bo wiele wskazuje na to, iż papież jeżeli choćby nie do końca wierzył, to jednak tracił zaufanie do cesarza. Czyli – pozycja naszego wroga tym sposobem słabła. Chrobry był cierpliwy, na swoją koronę czekał aż 25 lat. Dobijało ćwierćwiecze tych oczekiwań, aż dotarła wieść o nowym papieżu – Janie XIX. I opinia: „ten może się zgodzić na koronację polskiego księcia!” Nie trzeba chyba dodawać, iż podatek zwany świętopietrzem natychmiast z Polski do tego papieża dotarł. Wyjątkowo obfity i tym razem „żadne bandziory od cesarza nie napadły”. Skutek: Bolesław Chrobry koronowany! Na co cesarz, wraz z mrowiem niemieckich książąt, rycerzy i wszelkiego rodzaju możnowładców – zawyli wniebogłosy!

I taka jest prawda o rzekomej „koronie otrzymanej od cesarza Niemiec”, czyli bredniach wygadywanych przez dzbanów z Platformy Obywatelskiej (pora najwyższa, by urealniła ona swą nazwę zmieniając ją na Platforma Niemiecka) oraz sforę propagandowych pismaków swoje kocopały klecących jakby pod dyktando Joachima Goebelsa.

Zarówno Cesarstwo Niemieckie (kwestia tej uproszczonej nazwy to oddzielny wielki temat) jak i większość liderów niemieckiej polityki tamtych czasów – zawsze byli jednoznacznie przeciw koronowaniu polskich królów! Nie tylko więc niczego takiego od nich nigdy nie dostaliśmy, ale dostaliśmy – pomimo ich nie kończącego się i najbardziej stanowczego sprzeciwu! Niemcy robili, co mogli, by po Chrobrym nie koronował się już żaden polski król. Po koronacji Bolesława Szczodrego podnieśli swój wrzask na całą Europę. Niezbyt skuteczny, nie wszyscy chcieli tego wrzasku słuchać. Z kolei nasz następny król – Przemysław II – został zamordowany kilka miesięcy po koronacji. Historycy w kwestii autorów mordu są jednogłośni: zabójcami byli Brandenburczycy.

Tak wygląda prawda o niemieckiej roli w koronacji zarówno pierwszego, jak i kolejnych polskich królów. Nie tylko niczego (a b s o l u t n i e N I C Z E G O !!) żadnym Niemcom w sprawie tej nie zawdzięczamy. Wręcz przeciwnie: koronę uzyskaliśmy, staliśmy się królestwem – P O M I M O konsekwentnego, nie tylko stanowczego, ale „jadowicie zajadłego” sprzeciwu Niemiec! Tej niepodważalnej prawy nie zmienią żadne fałsze głoszone przez liderów Platformy Proniemieckiej i ich proniemiecką propagandę.

I tylko ubolewać należy, iż Polska dziś jest pod rządami miernot tak krańcowo zakłamanych i tak zapamiętałych w ochoczym upadlaniu się pod nogami swych niemieckich protektorów. A także, iż tak wielka część działających dziś w Polsce mediów to niemiecka trucizna zatruwająca Polskę swoimi kłamstwami.

Artur Adamski

Idź do oryginalnego materiału