Nawrocki prezydentem. Co to o nas mówi? Socjolożka: Ci, którzy go nie poparli, czują wstyd i strach

2 godzin temu
– Dla wielu ludzi fizyczna siła kojarzy się z bezpieczeństwem. I – choć dla mnie to przerażające – oni naprawdę wierzą, iż w razie ataku Rosji, fizyczność prezydenta mogłaby mieć znaczenie. Może choćby ważniejsze niż międzynarodowe sojusze, które akurat są mocną stroną Rafała Trzaskowskiego – mówi naTemat.pl dr Renata Mieńkowska-Norkiene, politolożka i socjolożka z Uniwersytetu Warszawskiego.


Aleksandra Tchórzewska, naTemat.pl: Karol Nawrocki zostanie zaprzysiężony na urząd Prezydenta RP 6 sierpnia 2025 roku. Jakie to wywołuje emocje w społeczeństwie – lęk, nadzieję, dumę, a może poczucie wstydu i zawodu? I co te reakcje mówią o kondycji polskiej wspólnoty i o tym, kogo chcemy widzieć jako głowę państwa?

dr Renata Mieńkowska-Norkiene, politolożka, socjolożka: Część społeczeństwa – ta, która nie poparła Karola Nawrockiego – dziś odczuwa wstyd i strach. Te emocje są w pełni uzasadnione, ponieważ niemal pewne jest, iż nowy prezydent nie ułatwi pracy obecnej koalicji rządzącej. Można się spodziewać, iż będzie utrudniał jej działania zarówno poprzez weta, jak i własne inicjatywy, które mogą być niezgodne z rządowymi planami. To z kolei stworzy realne przeszkody dla skutecznego rządzenia.

A ta efektywność przecież miała ogromne znaczenie także w kampanii. To właśnie poczucie chaosu i nieefektywności pogrzebało szanse obecnego obozu rządzącego na własnego prezydenta. Polacy zaczęli się zastanawiać, czy ten rząd rzeczywiście ma siłę sprawczą – i to odbiło się na wyborach.

Pamiętajmy też, iż w pierwszej turze wielu z nich głosowało na Mentzena lub innych kandydatów spoza głównego nurtu, by dopiero w drugiej turze poprzeć Nawrockiego. To ważne, ponieważ ich wybór nie zawsze wynikał z entuzjazmu wobec samej osoby kandydata.

A co z tymi, którzy z premedytacją głosowali na Nawrockiego?


Wierzą, iż ta prezydentura coś przyniesie. Że będzie silna, może choćby "sprawcza". Choć nie wszyscy mają pewność, czy będzie to prezydentura zgodna z literą konstytucji – książkowa, klasyczna.

Patrząc na sondaże – a warto obserwować nie pojedyncze wyniki, ale tendencje – widać wyraźny zwrot. Gdy nazwisko Nawrockiego po raz pierwszy pojawiło się w kontekście wyborów, wielu obawiało się go. Część uważała, iż to zły wybór, a aż jedna trzecia w ogóle go nie znała. Dziś Karol Nawrocki jest już jednym z liderów rankingów zaufania, mimo iż jeszcze nie objął urzędu. To pokazuje, jak gwałtownie może się zmieniać opinia publiczna.

Wszystko to mówi nam coś ważnego o Polakach: jesteśmy głęboko podzieleni i mamy do czynienia z wyraźną polaryzacją społeczną.

W tym kontekście wybory prezydenckie stały się dla wielu Polaków momentem wystawienia rządowi żółtej kartki. Wybrano kandydata, do którego sami nie mają pełnego zaufania – nie uważają, iż będzie świetnym prezydentem, ale uznali, iż dla systemu lepiej, jeżeli prezydent pochodzi z innego obozu politycznego niż rząd. Była to także forma ukarania rządu za, na przykład, niewystarczającą sprawczość.

Dlatego zaufanie do Karola Nawrockiego i przekonanie, iż będzie on dobrym prezydentem, jest ograniczone. Dla dużej części wyborców nie był on pierwszym wyborem, ale raczej politycznym sygnałem sprzeciwu. To kolejna ważna obserwacja dotycząca kondycji polskiego społeczeństwa.

Trzecim istotnym problemem jest trudność w rozumieniu tekstu pisanego, zwłaszcza wśród dorosłych Polaków. Słyszała pani o badaniach PIAAC?

Tak, niedawno choćby robiłam rozmowę na temat analfabetyzmu funkcjonalnego.

To pani wie, iż badania PIAAC nie tylko ujawniły problemy z interpretacją treści, ale także wskazały na trudności z utrzymaniem uwagi podczas wykonywania zadań. Wielu badanych choćby nie chciało poświęcić uwagi i wysiłku, które wymagały skupienia i refleksji. To z kolei wiele mówi o podejściu społeczeństwa do wyzwań wymagających krytycznego myślenia.

Podstawowe trudności ze zrozumieniem tekstów sprawiają, iż ludzie są bardziej podatni na manipulacje.

W codziennym życiu często posługujemy się skrótami myślowymi i heurystykami, szukając szybkich i prostych rozwiązań. Być może właśnie w ten sposób dokonała się decyzja o wyborze obecnego prezydenta.

Dodajmy do tego wyniki wcześniejszych badań PIAAC z 2012 roku, które wskazywały na znacznie wyższy poziom umiejętności czytania ze zrozumieniem wśród Polaków. Od tamtej pory, szczególnie od 2015 roku, mamy do czynienia z prezydentami z PiS-u – często osobami z tzw. drugiego garnituru, o których w zasadzie wiedzieliśmy bardzo niewiele. Wcześniej urząd prezydenta był zwieńczeniem dłuższej i bardziej transparentnej kariery politycznej. Tymczasem zarówno Andrzej Duda, jak i – w jeszcze większym stopniu – Karol Nawrocki pojawili się niejako znikąd.

W rezultacie Polacy muszą sami dopowiadać sobie, kim tak naprawdę są ci ludzie, przypisując im własne nadzieje, obawy i oczekiwania.

Ludzie znikąd na najwyższy urząd w państwie... Jak mogło to się udać?


Myślę, iż Jarosław Kaczyński bardzo dobrze rozpoznał sytuację – wyciągnął kandydatów z zupełnie pobocznych szeregów, co znacznie ułatwia ich medialną kreację. I trzeba przyznać, iż PiS pod tym względem odniósł sukces, bo zdecydowanie lepiej radzi sobie w mediach społecznościowych.

Niestety, w obecnej sytuacji geopolitycznej, szczególnie w kontekście rosyjskiego zagrożenia, wielu – zwłaszcza młodszych mężczyzn – głosowało na Nawrockiego również z powodu jego fizyczności i wizerunku silnego, wojowniczego lidera.


Mięśnie prezydenta były priorytetem?


Dla wielu ludzi fizyczna siła kojarzy się z bezpieczeństwem. I – choć dla mnie to przerażające – oni naprawdę wierzą, iż w razie ataku fizyczność prezydenta mogłaby mieć znaczenie. Może choćby ważniejsze niż międzynarodowe sojusze, które akurat są mocną stroną Rafała Trzaskowskiego – on buduje relacje z innymi państwami, mówi o przynależności do Zachodu, ma dobre kontakty w Europie i USA.

Być może znaczenie miało też to, iż Nawrocki był przez pewien czas postrzegany jako ktoś "nasz", rozpoznawalny, choćby jeżeli nie do końca politycznie. Dla wielu Polaków takie skojarzenia są bardzo ważne.

Do tego Nawrocki miał dobre kontakty z prezydentem USA, co pewnie także wpłynęło na odbiór jego kandydatury. Jest doktorem, ma fizyczną prezencję – a skoro ma być kandydatem, który ucieleśnia siłę, to ta fizyczność dobrze do tego pasuje.

I wybór Nawrockiego na prezydenta pozwolił "ukarać" Donalda Tuska.

Polacy poukładali to wszystko na swój sposób – trochę emocjonalnie, trochę intuicyjnie – i wyszło im, iż to właśnie Nawrocki powinien zostać prezydentem. I... został.

Czy naprawdę nie chcemy być współtwórcami przyszłości Polski?


Niechętnie bierzemy współodpowiedzialność za kraj. Lubimy zrywy – takie jak pomoc Ukraińcom czy Solidarność w przeszłości. W kontekście społeczeństwa obywatelskiego są to raczej krótkotrwałe impulsowe działania, czy to razem z państwem, czy wbrew niemu.

Potem jednak oczekujemy, iż to państwo przejmie inicjatywę. Wolimy, by to państwo dawało nam pieniądze, zamiast dawać nam narzędzia do budowania odporności społecznej.

W tym sensie Nawrocki był kandydatem PiS-u symbolicznym – miał pokazać, iż sprawczość będzie. Polacy tej sprawczości oczekują od państwa i właśnie dlatego wybrali takiego prezydenta. Będą od niego wymagać efektów.

Oczywiście mówi się, iż nie będzie w stanie spełnić wszystkich oczekiwań, bo może pojawić się "desant ustawodawczy". Pewnie będzie też aktywnie tłumaczył swoje weta i decyzje. Jednocześnie sam Nawrocki dysponuje – i będzie dysponował w swojej kancelarii – znakomitym zespołem specjalistów od komunikacji, co powinno pozwolić mu skutecznie budować przekaz i wizerunek.

Warto jednak zwrócić uwagę, iż w tym gronie nie ma ani jednej kobiety, co pokazuje pewien maczyzm. Polacy, zwłaszcza młodsi mężczyźni, często wykazują dystans lub wręcz niechęć wobec feminizmu i roli kobiet w polityce. To część tzw. konserwatywnego backlashu , czyli reakcji na postępowe zmiany społeczne.

Wszystko to sprawia, iż Karol Nawrocki w oczach części społeczeństwa nie jawi się jako zły wybór.

Zwolennicy mówią o Nawrockim: "chłopak z osiedla, słuchał rapu, pokochał samotną matkę z dzieckiem". Czy to wystarczy, by objąć najwyższy urząd w państwie?

Karol Nawrocki stał się dla wielu symbolem spełnienia życzeniowego myślenia. Frustracje i problemy, z którymi boryka się dziś wiele kobiet, znalazły w nim swoje ujście. To połączenie życzeniowego podejścia z realnymi oczekiwaniami przełożyło się na poparcie dla obecnego kandydata na prezydenta. Zgadzam się więc, iż ten efekt faktycznie zadziałał.

Na ten obraz nałożył się także istotny wątek ukraiński. Jesteśmy świadkami zmęczenia – zarówno obecnością uchodźców z Ukrainy w Polsce, jak i samą wojną toczącą się za naszą wschodnią granicą. Wszystko to buduje poczucie frustracji wśród wyborców PiS, którzy czują, iż stracili swojego rządu i dlatego muszą być silnie zmobilizowani. I rzeczywiście są.

Do tego doszła panika episkopatu, obawiającego się utraty wpływów. To między innymi dlatego Kościół tak mocno angażuje się dziś politycznie – choćby poprzez postać Szymona Hołowni, który, jak się wydaje, reprezentuje jego interesy i linię światopoglądową. Widać, iż PiS i Kościół katolicki z każdej strony próbują odzyskać swoje wpływy.

Karol Nawrocki, choć deklaruje autonomię, pozycjonuje się wciąż w orbicie tzw. polskiego katolicyzmu – rozumianego w sposób, jaki preferuje duża część wierzących obywateli.

Kiedyś prezydentem musiała być osoba o nieskazitelnej opinii, bez najmniejszej rysy na wizerunku. W przypadku Nawrockiego afera goni aferę...Czy to nie urąga najważniejszemu urzędowi w państwie?

Początkowo wielu wyborców podchodziło do niego z obawą, jednak z czasem jego wizerunek uległ stabilizacji i zaczął działać na jego korzyść. Co więcej, choćby afery, które z pozoru miały charakter kryminalny, nie zaszkodziły mu w praktyce – problemem było raczej to, iż strona rządząca nie potrafiła umiejętnie wykorzystać tych sytuacji. Pojawiło się wiele błędów, które w połączeniu z oczekiwaniami Polaków wobec kandydata na prezydenta oraz silną mobilizacją elektoratu PiS, który wyraźnie rozpoznał w Karolu Nawrockim swojego przedstawiciela, a nie żadnego kandydata obywatelskiego, zadziałały na jego korzyść.

To właśnie PiS zainicjował narrację, iż wszyscy politycy to złodzieje i bandyci, a skoro tak jest wszędzie, to nie przeszkadza nam wybierać takich, byle byli "nasi".

Ciążące nad Karolem Nawrockim – w dużej mierze uzasadnione – podejrzenia o nadużycia i nieprawidłowości, ujawnione w przestrzeni publicznej, wzmacniają przekonanie, iż polityka to sfera pełna niejasnych interesów.

Różnica polega jednak na tym, iż PiS i jego kandydat pozostawali bliżej społeczeństwa, podczas gdy obecna władza – mimo upływu prawie dwóch lat – nie zdołała przekonać obywateli realnymi działaniami.

To również miało wpływ na decyzje wyborców. Myślę, iż podobnie mogło pomyśleć wielu wyborców Hołowni, którzy przeszli na stronę Nawrockiego. Również wyborcy Mentzena – aż 86 proc. z nich wsparło Nawrockiego, co nie było oczywiste i zaskoczyło choćby mnie, bo spodziewałam się niższego wyniku.

Za tym wszystkim stało przekonanie, iż po pierwsze – to zwiększa szanse Konfederacji na bardzo dobry wynik w wyborach w 2027 roku, a po drugie – wyborcy Mentzena naprawdę nie cierpią Tuska. Są gotowi poprzeć niemal każdego, byle tylko odsunąć jego ekipę od władzy. To rozczarowanie uwidacznia się zwłaszcza wśród przedsiębiorców.

Ten zawód, połączony z silną mobilizacją wokół jednego kandydata, zadziałał zdecydowanie na korzyść Nawrockiego.

Patrząc na tę sytuację, widać jedno: w Polsce panuje głęboki brak zaufania do polityków. Wybieramy tych, których podejrzewamy o różne przewinienia, ale którzy przynajmniej coś nam dadzą. A to kojarzy się bardziej z PiS-em niż z Koalicją Obywatelską.

Czy prezydent o wyrazistych, konserwatywnych i chrześcijańskich poglądach, który wypowiada hasła typu "Polska dla Polaków" czy "Stop nielegalnym imigrantom", ma szansę zbudować wspólnotę narodową?

Moim zdaniem nie ma na to szans. Spójrzmy na przykład Andrzeja Dudy – choć intelektualnie mógł być, według niektórych, nieco słabszy od Karola Nawrockiego, to jednak cechowało go wysokie mniemanie o sobie. Nie unikał kontrowersyjnych wypowiedzi na temat LGBT+, Unii Europejskiej.

Mimo iż nie udało mu się zbudować wspólnoty narodowej, w kluczowych momentach potrafił wyjść poza własne ograniczenia – przykładem może być jego stosunkowo silne wsparcie dla Ukrainy. Karol Nawrocki prezentuje zdecydowanie inne podejście, co może rodzić problemy, szczególnie w kontekście rosnących nastrojów antyukraińskich w Polsce.

Budowanie wspólnoty narodowej to jeden z konstytucyjnych obowiązków prezydenta – nie symboliczny, ale realny i wymagający wysiłku. Ani Duda, ani, moim zdaniem, Nawrocki tego obowiązku nie spełnią. Dla kontrastu warto przypomnieć prezydenturę Bronisława Komorowskiego, która – mimo pewnych błędów – była próbą tworzenia wspólnoty i współpracy różnych środowisk.

Przypomnijmy sobie marsze niepodległości za czasów Bronisława Komorowskiego – uczestniczyło w nich całe społeczeństwo, niezależnie od poglądów. Dziś natomiast mamy marsze narodowców oraz ich niewielkie, marginalne alternatywy organizowane na uboczu, co jest bardzo przykre. Andrzej Duda dał na to przyzwolenie, jednak z drugiej strony Polacy najwyraźniej nie chcieli patriotyzmu w wersji inkluzywnej, bo dominują oczekiwania patriotyzmu wykluczającego, czyli nacjonalizmu.

Nacjonalistyczne i wykluczające sentymenty były podsycane już przez Dudę, ale Karol Nawrocki będzie robił to jeszcze intensywniej, dążąc do utrwalenia tego przekazu.

Jakiego kierunku politycznego i jakich sojuszy możemy się spodziewać po prezydenturze Karola Nawrockiego?


Wiele wskazuje na to, iż Karol Nawrocki będzie próbował zbliżyć się bardziej do Konfederacji niż do samego PiS-u, który koncentruje się raczej na odbieraniu tej formacji wyborców. Jego zadaniem, zleconym przez Jarosława Kaczyńskiego, ma być wysyłanie politycznych sygnałów w stronę elit Konfederacji, budowanie mostów i formułowanie przekazów mających oswoić tę partię oraz włączyć ją w szerszy projekt prawicy.

Rola Nawrockiego może sprowadzać się do funkcji swoistego "pasa transmisyjnego" — osoby utrzymującej bieżącą, nieformalną komunikację z kierownictwem Konfederacji, niezależnie od tego, co Jarosław Kaczyński oficjalnie mówi Sławomirowi Mentzenowi. Nie jest to zresztą nowa strategia: już wcześniej PiS wysyłał przyjazne sygnały w stronę Krzysztofa Bosaka.

W tym kontekście Nawrocki ma być politycznym narzędziem zbliżenia z tą bardziej radykalną częścią prawicy, co może się okazać skuteczną strategią przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi. Taki model działania może pomóc osłabić Konfederację od środka lub przeciągnąć część jej zaplecza na stronę Zjednoczonej Prawicy.

Czy to mieści się jeszcze w granicach konstytucyjnych uprawnień?


Problem polega na tym, iż tego rodzaju aktywność balansuje na granicy konstytucyjności. Prezydent, który angażuje się bezpośrednio w bieżącą grę partyjną, ryzykuje przekroczenie swoich uprawnień. Niestety, społeczne przywiązanie do konstytucyjnych standardów bywa w Polsce coraz słabsze, choć to właśnie ich przestrzeganie powinno być jednym z podstawowych obowiązków głowy państwa.

Cała ta sytuacja rodzi też szersze pytanie: czy urząd prezydenta, tak głęboko osadzony dziś w partyjnej logice, powinien w ogóle być obsadzany w drodze powszechnych wyborów? PiS przekształcił prezydenturę w plebiscytową machinę populizmu. W rezultacie urząd, który z definicji powinien stabilizować system polityczny, coraz częściej go destabilizuje. To, moim zdaniem, wymaga poważnej rewizji.

Uważam, iż prezydentura Karola Nawrockiego będzie sporym wyzwaniem dla obecnej władzy.

Idź do oryginalnego materiału