Marcin Drewicz: Warszawiak góralowi z odpowiedzią w sprawie urbanistycznego projektu „Repolonizacja Warszawy” autorstwa Sebastiana Pitonia. Część 4: Trzy Bitwy a Dolina Poległych
Piszący niniejsze jest autorem koncepcji konnego pomnika generała Tadeusza Jordan Rozwadowskiego, objętej prawami autorskimi i patentowymi, ale do zlokalizowania jej gdzie indziej w Warszawie, mianowicie na Krakowskim Przedmieściu.
Piszący niniejsze szukał w szufladach i w pamięci komputera, ale nie znalazł własnego sprzed chyba już ćwierćwiecza projektu memoriału właśnie Cudu nad Wisłą, ale przeznaczonego – akurat tamten – nie dla Warszawy, ale by go ulokować w pobliżu Międzynarodowego Portu Lotniczego w nieodległym od Warszawy Modlinie; tak aby pasażerowie samolotów kołujących po płycie lotniska, jak i ci spoglądający poprzez przeszklone szyby terminalu, z pewnego oddalenia widzieli dobrze ów Krzyż wieńczący całą kompozycję (podobnie jak pasażerowie lotniska madryckiego, przynajmniej ci bardziej spostrzegawczy, dojrzą ów z białego kamienia ułożony duży Krzyż na nieco odległym zboczu, u podnóży którego rozciąga się cmentarzysko Martires (hiszp. Męczenników) w Paracuellos de Jarama).
W Modlinie także i zwłaszcza w związku z przełomową w wojnie bolszewickiej roku 1920 Bitwą nad Wkrą – mazowiecką rzeką płynącą opodal; całą wielką operacją nad Wkrą, czyli na Północnym Mazowszu, gdzie główne siły Armii Czerwonej właśnie tamtędy prące na wiślane przeprawy zostały pogromione przez trzykrotnie słabszą liczebnie, gwałtownie wówczas skleconą Piątą Armię Wojska Polskiego, walczącą w dodatku w okrążeniu, Wisłę-Matkę mając za swoimi plecami.
To przełomowe w dziejach Polski i Europy nowożytnej wydarzenie jest tak wielkie, jak bardzo i uparcie przez cały czas jest ono zamilczane przez zjednoczone siły dzisiejszych „hurra-patriotów”. Oczywiście, pozostanie ono wielkie także wtedy, gdy już swobodnie będą o nim nauczać w szkołach i przypominać w mass mediach oraz w kazaniach mszalnych na uroczyste okazje. ale wróćmy na ul. Marszałkowską pod Pałac Kultury.
My tu teraz wyraźnego kontrprojektu dla propozycji panów Pitoniów, ojca i syna, w sprawie Pomnika 1920 Roku nie damy. Trzeba by się zastanowić, ponownie zastanowić. Zresztą – jak już wspomnieliśmy – na przełomie lat 2019-2020 odbył się w tej mierze ogólnopolski konkurs, była i wystawa konkursowych prac, z których jury wybrało jedną z najgorszych (sic!), na szczęście bez realizacji w terenie. Pisaliśmy kiedyś o tym w cyklu artykułów, wskazując na nieznajomość rzeczy, za jaką się ci ludzie byli zabrali (na przykład: elementem jednej z wyróżnionych prac była trawiona w kamieniu mapa… z błędami).
Naszym zdaniem ów autorstwa panów Pitoniów Orzeł z wężem jest to daleko nie najlepszy pomysł. Owszem, Polski Orzeł Królewski też tam powinien być, może choćby i zmultiplikowany, podobnie jak to jeszcze w latach 90. XX wieku zrealizowano na Cmentarzu Wojennym we wspomnianym już Modlinie.
Spójrzmy po raz kolejny na hiszpańską Dolinę Poległych wyrażającą DOKŁADNIE TO SAMO, czyli to chronologicznie rzecz biorąc drugie w XX wieku (w jego pierwszej połowie) zwycięstwo w Europie, w dużej wojnie, sił katolickiej Kontrrewolucji nad siłami bezbożniczej Rewolucji bolszewickiej (anarchistycznej także) – w latach 1936-1939 w Hiszpanii, czyli na katolickim południowo-zachodnim skrzydle Europy, ale wcześniej właśnie na ziemiach polskich, na katolickim północno-wschodnim skrzydle Europy w latach 1918-1921. Polakom, naszym Czcigodnym Drogim Pradziadom dane było być pierwszymi w tym dziele; bo prawosławnym białym Rosjanom nie.
W Dolinie Poległych jest akcentowana Męka Pańska i Sąd Ostateczny, zwłaszcza iż jest to także dość specyficzne cmentarzysko dla około dziesięciu procent spośród ofiar Wojny Domowej. Owszem, Hiszpanie mieli i mają znacznie trudniej niż Polacy, gdyż tam walka z bolszewizmem i z anarchizmem była zarazem bratobójczą Wojną Domową. To jest straszny dorobek ichniego XIX i początków XX wieku!
U nas, owszem, działali polskojęzyczni komuniści i ich sympatycy, owe „chamy i żydy”, jak ich wreszcie kiedyś nazwano, jednakże zorganizowany w potężną Armię Czerwoną bolszewicki agresor był przecież wprost geograficznie zewnętrzny i obcy. Bez bodźca obcego, z zewnątrz, polskojęzyczna „skrajna lewica” nic nie znaczyła. To też jest dziedzictwo XIX wieku, ale polskie; wiele by o tym mówić.
Na barokizującym murku przed kościołem w warszawskim Nowym Rembertowie, stanowiącym votum za Cud nad Wisłą (innym takim votum jest kościół na Kamionku) już dawniej wypisano imiona, nazwiska i lata życia kilkudziesięciu zwycięskich polskich generałów z wojny bolszewickiej lat 1918-1920. Więc na ścianach owego – jakąkolwiek formę by miał on przybrać – Łuku Triumfalnego proponowanego przez panów Pitoniów powinny być wypisane w mosiądzu lub wykute w kamieniu personalia wszystkich polskich generałów czynnych w tamtej wojnie; może w takiej formie, jak owe kamienne „cegiełki” fundatorów renowacji zamieszczone na murze oporowym przy wejściu na Wawel (na zamku w Trembowli też kiedyś były takie „cegiełki”; nie wiemy jak jest teraz).
Trzeba jednak „pojechać” szerzej, uwzględniając całą tę Wojnę Polską lat 1918-1921, przeciwko kilku wrogom jednocześnie, z których ten bolszewicki okazał się wtedy najgroźniejszy; wskazując na wszystkie toczone wówczas przez Polaków boje, łącznie z tymi na dalekiej Syberii (sic!) i z antyniemieckimi powstaniami.
Zasada owej prezentacji: ignorujemy ów także w tej chwili rozdymany spór „piłsudczyzny” z „antypiłsudczyzną”, w warunkach gdy dziś zarówno jedna, jak i druga strona sporu wykazuje się już nieprzyzwoicie posuniętą historyczno-polityczną ignorancją (sic!). Na omawianym tu Łuku Triumfalnym Józef Piłsudski, z podpisem, i owszem, iż to „Naczelny Wódz”, niech to będzie li tylko jedno z owych wieludziesięciu (czy może ponad stu?) nazwisk polskich generałów, podanych w równych szeregach.
Innym „w szeregu” generalskim nazwiskiem będzie m.in. Józef Dowbór-Muśnicki, chociaż ten w wojnie z bolszewikami roku 1920 udziału akurat nie brał, ale to przecież on jako pierwszy dowódca Wojsk Polskich, bo już w styczniu roku 1918 (!), na Białorusi (byli i inni na Ukrainie) na czele swego Pierwszego Korpusu stawił czoła właśnie nowo powołanej przez bolszewików Armii Czerwonej. Wojna polsko-bolszewicka właśnie wtedy i tam się rozpoczęła; i niech nas dzisiaj w tej materii nie zwiodą choćby najgłębszą od tłumu ignorantów czołobitność odbierające „profesorskie hurra-patriotyczne autorytety”.
Posłużmy się analogią w odniesieniu do wypowiedzi p. inż. Pitonia. Tenże, chociaż skuszony wizją zaprojektowania owych, by tak rzec, „organicznych” wieżowców, po czym ustawienia ich gdzieś w omawianym tu czworokącie Marszałkowska-Jerozolimskie-Emilii Plater-Świętokrzyska, powściąga się przed tym wyjaśniając, iż to by odwróciło uwagę od meritum jego ogólnej koncepcji. My, analogicznie, stwierdzamy, iż meritum koncepcji byłoby zburzone także poprzez akcentowanie osoby i roli Józefa Piłsudskiego. A zatem: wszyscy do szeregu!
Tak więc – co powtarzamy – interesuje nas cała Wojna Polska lat 1918-1921, z jej dominantą w postaci owego Cudu nad Wisłą roku 1920.
Około dwieście pułków i innych samodzielnych jednostek Zwycięskiego Odrodzonego Wojska Polskiego, a jeszcze przed jego zebraniem i powołaniem także owych Formacji Polskich (począwszy od roku 1914, na różnych zresztą frontach, z francuskim włącznie!) walczyło w tamtej przełomowej wojnie; wszystkie one później miały swoje znaki pułkowe, także znaki niektórych szerszych niż pułk formacji. I te znaki, lane w spiżu, też powinny znaleźć swoje miejsce na ścianach Łuku Triumfalnego; i to takie miejsce, z którego ich nie skradną złodzieje złomu (sic!).
Znaki – oczywiście ze zwięzłymi podpisami: nazwa i numer pułku. Będąc kilka lat temu w muzeach na Jasnej Górze oglądaliśmy tam zbiór takich właśnie przedwojennych znaków pułkowych, w metalowych, barwnych emaliowanych oryginałach, na lewą kieszeń bluzy mundurowej, podarowany przez kolekcjonera z Polonii bodaj brytyjskiej. Cóż z tego, skoro bez stosownych – wówczas – podpisów, także bez podania nazw miejscowości, w jakiej który pułk przed wojną stacjonował, prezentacja tamta była dla szeregowego zwiedzacza nader nieczytelna.
W roku 2020 nasze nawoływania, aby po całej Polsce malować murale w postaci owych znaków pułkowych, oczywiście znacznie powiększonych, nie spotkały się z odzewem.
Pola bitew – tu oczywiście katalog o wiele szerszy, aniżeli dla tego samego okresu ten wyrażony na płytach warszawskiego Grobu Nieznanego Żołnierza, a choćby ten przed wspomnianym kościołem w Rembertowie. Pamiętajmy o m.in. majowej w roku 1920 bitwie nad Berezyną i pytajmy się o to, dlaczego Wódz Naczelny uniemożliwił tamtejsze zwycięstwo. Cud nad Berezyną nie zaistniał, aż dopiero ów cud nad o setki kilometrów odległą ku zachodowi Wisłą, w zlewni innego już morza (sic!). I tak dalej.
Na ścianach owego Łuku powinny też się znaleźć czy to kute w kamieniu, czy może lane w spiżu starannie wybrane, bo i krótkie cytaty z podstawowej literatury przedmiotu. W tej chwili przychodzą nam na myśl: „Cud nad Wisłą” Franciszka Adama Arciszewskiego, „Front Litewsko-Białoruski” Stanisława Szeptyckiego, „Ostatnia Kampania Konna” Kornela Krzeczunowicza, „Harcerze w bojach” Władysława Nekrasza (Krzyż Harcerski, Sokół, ale i Krzyż Dowbora oraz kilka innych znaków szerszych zbiorowości powinny być na ścianach Łuku zaakcentowane np. szczególną pozycją, czy też większymi niż inne rozmiarami), z beletrystyki oczywiście „Lewa wolna” Józefa Mackiewicza, „W polu” Stanisława Rembeka oraz „Tamtego lata. Zatajona historia Polaków” Sławomira N. Goworzyckiego, ale przecież i nieśmiertelne „Orlątko” Artura Oppmana.
Reprodukcje „polskich” obrazów z Bazyliki Loretańskiej i z Castel Gandolfo też powinny tam być zamieszczone. A na górze kompozycja figuralna z dużych rozmiarów postaciami żołnierzy, ale koniecznie bardzo starannie przemyślana; albo właśnie bez postaci żołnierzy, iż znowu odwołamy się do tamtego pouczającego wzoru z bratniej w wierze Hiszpanii. To i wszystko inne jest do jak najbardziej starannego rozważenia.
To jednak Zwycięski Krzyż powinien być dominantą architektoniczno-rzeźbiarskiej kompozycji Triumfalnego Łuku Cudu nad Wisłą, podobnie jak to ma miejsce w hiszpańskiej Dolinie Poległych, ale oczywiście wielokrotnie mniejszy, niż tamten. Nasuwa się tu na myśl niejakie połączenie tematyczne przesłania wspomnianej wcześniej kapliczki upamiętniającej dokonane w tym właśnie miejscu, tj. przed Pałacem Kultury, papieskie Rozesłanie Misjonarzy z 1987 roku z przesłaniem owego nieodległego od niej pomnika Cudu nad Wisłą. Ów Krzyż na pomniku roku 1920 mógłby być wzorowany na tamtym białym ołtarzowym Krzyżu z roku 1987.
To by było zgodne z tą zdrową lechicką przekorą okazywaną w ww. filmie przez Sebastiana Pitonia; iż strawestujemy tu jego słowa: „oni nam bezbożniczy komunizm i inwazję bolszewicką, a my z tego komunizmu i pomimo komunizmu wyprowadzamy na szeroki świat zastępy rzymskokatolickich misjonarzy, którzy niedługo dotarli także na obszary byłego Związku Sowieckiego” (a wcześniej działali tam tajni misjonarze rzymskokatoliccy, ale to jeszcze inna historia).
Sporo się zebrało owych elementów Łuku Triumfalnego Cudu nad Wisłą 1920 roku, toteż cała jego konstrukcja, począwszy od podstawy powinna być prawdopodobnie nieco większa i mocniejsza od tej proponowanej przez panów Pitoniów, aby to wszystko zdołała ona unieść i pomieścić.
ale nie róbmy tam ani żadnego muzeum, ani żadnej galerii multimedialnej, dzisiaj z rozpędu także zwanej „muzeum”. Wystarczy to co wyżej: architektura, rzeźba, płaskorzeźba – wystawione na działanie adekwatnych dla naszego klimatu czynników atmosferycznych i odporne na nie; na działanie zanieczyszczeń i drgań Wielkiego Miasta też wystawione i na nie również odporne.
Powyższe „z marszu” rozważania nad wyposażeniem memoriału Zwycięskiej Przełomowej Bitwy z 1920 roku niech posłużą tu jako przykład dla przeprowadzenia analogicznych rozważań dla nie mniej okazałych memoriałów obu wcześniejszych Zwycięskich Przełomowych Bitew – z roku 1410 i z roku 1683, czego my już tu szerzej rozwijać nie będziemy.
Tam dla odmiany powinny być szeregi herbów – w przypadku Grunwaldu tych przynajmniej kilkudziesięciu, może stu kilkudziesięciu najstarszych polskich herbów szlacheckich, z „Klejnotów Długoszowych” i/lub spod aktu Unii Horodelskiej; w przypadku Wiednia herby wszystkich województw i ziem Pierwszej Rzeczypospolitej. Mogłyby być zamieszczone nazwy i daty innych starć bitewnych, odpowiednio z przeciwnikiem krzyżackim, więc ze „zjednoczonymi siłami Europy”, jak to nazywa Sebastian Pitoń, i z przeciwnikiem islamskim, więc także tych z Tatarami.
Tu jednak trzeba dokonać jakiegoś wyraźnego i zarazem powściągliwego wyboru. Agresor za czasów piastowskich cesarski, później pruski post-krzyżacki oraz ten szwedzki – wszyscy oni też podpadają pod określenie „zjednoczonych sił Europy”, a dwaj ostatni z wymienionych sił po prostu heretyckich. ale i wśród Polaków w czasach wczesnonowożytnych herezje też się rozpowszechniały. Nieprawdaż? Może więc pominąć ten złożony temat, tak jak to zresztą robi Sebastian Pitoń.
Prawie wszystkie pola wielowiekowych polskich bitew z siłami agresywnego islamu znajdują się dzisiaj poza państwowym obecnym polskim obszarem – co tu odnotowujemy li tylko dla porządku. No i – popatrz no pan – żadne tam „IPN-y”, o ile nam wiadomo, dotąd się nie ruszyły, aby dokonywać wykopalisk i ekshumacji w którymkolwiek z tych miejsc, choćby w tak bardzo naznaczonym wielkimi bojami Chocimiu. Czy obok chocimskiego zamku ktoś wreszcie postawił łaciński krzyż? Z myślą o tych rzymskokatolickich Lachach poległych tam za Wiarę i Ojczyznę. ale Polacy przez wieki chadzali także na południe, na bratnie Węgry, szlakiem Zawiszy Czarnego i Warneńczyka, a wcześniej szlakiem urodzonego wszakże z polskiej księżniczki i wychowanego na Wawelu Św. Króla Władysława (węg. Szent László), aby również na tamtym przedmurzu bronić chrześcijaństwa.
Idźmy dalej. Zaporoskie rusińskie kozactwo wobec Polski i Katolicyzmu spełniło rolę bynajmniej nie sojuszników, ale tę samą, co islamscy Tatarzy i Turcy. Może by więc gdzieś-tam pomieścić także memoriał „Beresteczko 1651”? A „Cudnów 1660”? Ów pogrom, jakiego z polskiej ręki zaznały wtedy już Zjednoczone Siły Rosji i Rusi. Gdyby tak się przyjrzeć dokładniej, to by się okazało, iż ze wszystkich wzmiankowanych powyżej Decydujących Bitew to właśnie ta cudnowska przyniosła pod względem także politycznym (bo o to tu chodzi!) najtrwalsze, do czasu (!), rezultaty. Bo – dla porównania – Cud nad Wisłą roku 1920 przecież nie!
Sprawa inwazji islamskiej na Europę wraca teraz w nowej odsłonie tłumu nachodźców, ale nachodźców rusińskich post-sowieckich także; jak kiedyś ci kozacy, gdy im przyszło sprzymierzyć się z muzułmanami. Nowoczesne krzyżactwo również wróciło. Pewien nauczyciel już ponad trzydzieści lat temu mówił swoim uczniom, iż ci obłudni krzyżacy wobec średniowiecznej Polski to było coś takiego, jak dzisiaj (no i już w latach 90. XX w.) owa „wyspecjalizowana firma zachodnia”, którą naiwni i gnuśni „polaczkowie” zapraszają do siebie, aby ona ich wyręczyła i za nich wszystkie ich zadania wykonała. No to wykonywała! Nieprawdaż? Krzyżacy wtedy, z jakąż wielką nawiązką; a dzisiejsze firmy różnych branż obecnie, też z wielkim zyskiem, bo bez płacenia tutaj podatków.
Może więc pozostać przy tej – w porównaniu z naszymi powyższymi historycznymi rozważaniami – wyraźnie powściągliwej koncepcji Sebastiana Pitonia – tylko Trzech Bitew.
Imiona królów, wodzów i pułkowników oczywiście na ścianach tamtych pozostałych dwóch memoriałów również powinny się znaleźć, ich rodowe herby także. Grunwald i Wiedeń rzeczywiście implikują zaprezentowanie dużych rozmiarów postaci jeźdźców – w obydwu przypadkach – które wobec tego, co pokazał nam p. inż. Pitoń, trzeba by jeszcze dopracować i prawdopodobnie pomniejszyć.
A gdy nad każdym z tych dwóch pomników wzniesiemy Krzyż, mając już Krzyż nad pomnikiem Cudu nad Wisłą, to tym sposobem w ramach katolicyzowania Pałacu Kultury uzyskamy u jego podnóży… Trzy Krzyże; chociaż od siebie oddalone, to jednak jednocześnie widoczne z północnego wycinka okręgu okalającego omawianą tu szeroką przestrzeń.
Orzeł Polski powinien się pojawiać oczywiście wszędzie, w różnych swoich historycznych graficznych postaciach. Proponowany przez panów Pitoniów Orzeł ma z góry przewagę i śmiało tłamsi smoka; to wielka przesada. Wiadomo, iż historia tych trzech, pozostałych wyżej przywołanych, oraz wielu innych polskich bitew, a tym bardziej ciągów wydarzeń do nich prowadzących była inna, iż zatem owe wiekopomne zwycięstwa nasi Ś.P. Czcigodni Przodkowie odnosili wcale nie z góry na pewniaka, ale do granic wytrzymałości mobilizując ostatnie siły, nad przeciwnikiem potężniejszym i pewnym swego. I właśnie to trzeba wyrazić w rzeźbiarskich kompozycjach. Nasi Praojcowie walczyli dla Chrystusa (łac. pro Christo) i dlatego zwyciężali, a nad nimi czuwała Matka Boża. Taki właśnie przekaz jawi się z omawianej tu urbanistyczno-rzeźbiarskiej kompozycji.
„Idzie żołnierz borem lasem, przymierając z głodu czasem…”. Żołnierz-rycerz polski jest już sponiewierany, sterany, ranny, zmęczony i głodny, nie ma już atutów do walki, tak jak to spotkało m.in. owych bohaterów zwanych dzisiaj Żołnierzami Wyklętymi. Patrzy on choćby już wyzbyty z ostatnich emocji, jak wali na niego i na jego nielicznych towarzyszy ta wyrojona ze stepów Eurazji przysłowiowa już „ćma” tatarska i/lub kozacka (w nowszych czasach bolszewicka), a on nie może i choćby wcale nie chce się wycofać. Aż tu pojawia się to Coś, co całkowicie odwraca sytuację, więc zwierzyna dotąd skazana na pożarcie znienacka staje się myśliwym, i to nader skutecznym (na przykład: niezrównane opisy w m.in. książkach przywołanych powyżej). „Tobie, Panie, zaufałem, nie powstydzę się na wieki…”.
Na wszystkich trzech Pomnikach Bitew trzeba też zamieścić cytaty z „Żołnierskiego Nabożeństwa” autorstwa ks. Piotra Skargi SJ.
Nasi bracia w wierze Hiszpanie mają m.in. pamiętany przez nich przez cały czas Cud w Empel z roku 1585 (ta miejscowość dzisiaj znajduje się w Holandii). My Polacy także mamy podobne.
Skoro znowu o Hiszpanii mowa, to należy zauważyć, iż jednolitość przekazu artystyczno-ideowego całego jakże złożonego i rozległego kompleksu Doliny Poległych jest wzorcowa. Co ciekawe, wynik ten został osiągnięty bez przedstawiania figur żołnierzy (może tylko na którejś z dawniejszej wszakże epoki tkaninie-tapiserii wewnątrz Bazyliki). Postacie ludzkie, owszem są – owe tłumy dusz wstępujące na Sąd Ostateczny. A iż człowiek został stworzony „na obraz i podobieństwo Boże”, toteż są tam wyobrażone Postacie Boskie, Matki Przenajświętszej, Aniołów i Świętych.
Ataki na Dolinę powtarzające się w ostatnich czasach są m.in. dlatego wciąż chybione, gdyż bardziej aniżeli polityczne przesłanie czasów, w jakich została ona urządzona, wyraża ona po prostu uniwersalne przesłanie religijne – rzymskokatolickie. Agresorom tę lub inną opcję polityczną atakować jest łatwiej, ale samą Świętą Religię Chrystusową już trudniej. Inna sprawa, iż w tamtym przypadku mamy do czynienia z realizowanym wszakże już w XX stuleciu przekazem o polityce świadomie i celowo podporządkowanej Odwiecznemu Nauczaniu Kościoła Świętego.
Skoro mowa o „stylu narodowym”, to przecież cała Dolina, razem z Drogą Krzyżową po górach, z klasztorem oo. Benedyktynów i z hospederią (gospodą, dużym noclegowiskiem) w każdym detalu nieruchomego i ruchomego wyposażenia nawiązuje do jakże bogatych architektonicznych i w ogóle artystycznych tradycji tamtejszych – hiszpańskich. Bierzmy przykład z najlepszych, pielęgnując atoli bogate tysiącletnie tradycje własne i twórczo je rozwijając.
Doprawdy, celne zaprojektowanie tych trzech bitewnych pomników (i mnóstwa innych elementów zawartych w koncepcji Sebastiana Pitonia) jest nie lada wyzwaniem, zarówno w zakresie architektonicznym (cokoły), jak i rzeźbiarskim (postacie). Powtarzamy, z całym szacunkiem dla Autora (obydwu Autorów), iż figury trzech pomników bitewnych, takie jak te zaprezentowane w ww. filmie, naszym zdaniem nie powinny być realizowane – nad tym jeszcze trzeba się zastanowić. Natomiast wszystkie trzy cokoły-łuki stanowiące podstawę dla tychże figur są w stanie już bliższym do tego możliwego do realizacji.
W filmie migają nam także jakieś inne pomniki, mniejsze, ale z braku wiadomości o nich się tutaj nie wypowiadamy.
Pomimo wysnuwanych tu przez nas różnych zastrzeżeń pozostajemy w przekonaniu, iż tak jak i p. inż. Sebastian Pitoń dążymy do celu, aby spoglądając na przywoływane tu projektowane obiekty „Polak mógł poczuć dumę z tego, iż jest Polakiem”, a „turysta respekt przed potężnym polskim narodem” (cytaty z ww. filmu).
ale pamiętajmy, iż różnie się plecie na tym świecie. Obydwie powyższe funkcje, wobec swoich i obcych, spełniała poprzez dziesięciolecia wspomniana hiszpańska Dolina Poległych. ale – jak już wspomnieliśmy – od lat dochodzą słuchy, iż nie obcy nawet, ale znaczna część spośród samych dzisiejszych Hiszpanów chce tę Dolinę po prostu… rozwalić (sic!). I bądź tu mądry… I zrób tu coś dla swoich…
Na koniec tej części naszej wypowiedzi – o piosence. Jest dużo piosenek warszawskich i o Warszawie, nowszych i dawniejszych. Staropolski jeszcze „Kurdesz” też podobno jest warszawski. Jednak panowie Pitoniowie – cechy pokolenia tu chyba przeważyły – wybrali dla dźwiękowego zilustrowania omawianej tu filmowej wizji architektonicznej „Nadwiślański Świt” („Sen o Warszawie”) Czesława Niemena, o ile nam wiadomo, od pewnego czasu – ale dopiero od pewnego czasu! – śpiewany także na meczach przez kibiców warszawskiej „Legii”.
Niech będzie, dla uspokojenia, iż „de gustibus non disputandum”, ale naszym zdaniem jest to wybór… chybiony. Co my byśmy wybrali, o to mniejsza. Możliwości jest trochę. Jednakże należymy do ludzi, którzy aż za dobrze wiedzą, jak „w realu” wygląda (i dźwięczy!) w Warszawie ów dosłownie „nadwiślański świt”, o każdej porze roku, dawniej i dziś. I oto gdy słyszymy owe, przecież wiernie i w dobrej wierze przez dzisiejszego młodego wykonawcę odtwarzane – za przeproszeniem – zupełnie a-melodyczne i a-rytmiczne jęczenia, stękania i pokrzykiwania ś.p. Niemena-Wydrzyckiego (niech mu ziemia lekką będzie) to, dalibóg, ale ze świtem jakimkolwiek, więc i z tym nadwiślańskim dźwięki te zupełnie się nam nie kojarzą. Przepraszamy!
C.D.N.
Polecamy również: Rząd Tuska szantażuje samorządy w sprawie nachodźców i dewiantów