
"Mieliśmy jakąś relację. Nie byłem po prostu kolejnym współpracownikiem, przysłanym przez kogoś z
biura. Kojarzył mnie i - co najważniejsze - ufał mi. Kilkukrotnie z nim o tym rozmawiałem. choćby jeżeli fotografowałem pozornie zwyczajne sytuacje - wiedział, iż z mojej perspektywy może to wyglądać zupełnie inaczej. o ile ktoś z otoczenia organizacyjnego chciał mi to utrudniać, wiedział, iż zawsze mogłem się odwołać do najwyższej instancji" - pisze Jakub Szymczuk w książce "Fotograf prezydenta".