Kryzys na rynku pracy w Polsce. Imigranci go pogłębiają

1 dzień temu

Według danych ujawnionych przez Główny Urząd Statystyczny (GUS), w 2024 roku na polskim rynku pracy tempo zatrudnienia zwolniło. Liczba miejsc pracy spadła o 1,3% do 12,295 mln, a wolnych etatów było o 2,1 tys. mniej niż rok wcześniej. W I kwartale 2025 roku wolnych miejsc pracy było 101 tys. – o 11 tys. mniej niż w analogicznym kwartale 2024 r. i o 10 tys. więcej niż kwartał wcześniej. Mamy już bardzo wyraźną tendencję spadkową.

Nadchodzi olbrzymi kryzys na rynku pracy. Zwolnienia to już nie pojedyncze przypadki, ale też nie fajerwerki z masowymi wydaleniami; to przede wszystkim akcje prowadzone w małych grupach, ale regularnie. Firmy ograniczają koszty, przenoszą zlecenia do Azji. Najbardziej tracą zwykli Polacy, przyzwyczajeni do stabilności, dziś spychani w stronę niepewności i tymczasowości. Często zawaleni kredytami, coraz bardziej muszą bać się o przyszłość, gdyż miejsca w gospodarce jest dla nich coraz mniej.

Choć przedsiębiorcy częściej niż w 2024 roku tworzą nowe etaty, to równocześnie z rynku znika więcej stanowisk. Zmniejszyła się też rotacja kadrowa – Polacy coraz rzadziej zmieniają pracę, a jeżeli już, to znajdują ją często dzięki rekomendacjom i znajomościom – 36% badanych skorzystało z takich możliwości. Wracają zatem zasady zatrudniania, znane z lat 90.

To niestety nie koniec. Kryzys na rynku pracy zostanie dodatkowo pogłębiony przez masowy napływ imigrantów zarobkowych. Wbrew propagandzie POPiS, ludzie ci nie przyjeżdżają, by „budować polskie PKB”, ale konkurować o ograniczoną liczbę ofert z Polakami – często za niższe stawki, bez oczekiwań socjalnych, z bezpłatnymi nadgodzinami i poza układami zbiorowymi.

W sytuacji, gdy Polacy są zwalniani lub wypychani z rynku, rząd tuska kontynuuje politykę PiS, czyli szeroko otwartych drzwi dla imigracji zarobkowej, pogarszając tym samym i tak kiepską sytuację na rynku pracy. Zamiast chronić rodzimych pracowników, państwo umożliwia firmom łatwe zastępowanie ich tańszą siłą roboczą z zewnątrz.

W efekcie Polacy tracą zatrudnienie, a na ich miejsce wchodzą cudzoziemcy – często w szarej strefie, bez praw, bez zabezpieczeń, ale gotowi do pracy za wszelką cenę i po kilkanaście godzin dziennie. Oni będą cieszyć się z 2,5 tys. zł do ręki od „janusza biznesu”, które polskiej rodzinie nie wystarcza na utrzymanie.

Czy imigranci na pewno będą się z tego cieszyć? jeżeli po wszystkim wrócą do Bangladeszu, czy innej Kolumbii, prawdopodobnie tak, gdyż tam za analogiczny okres zarobiliby mniej. jeżeli jednak zostaną z tymi zarobkami u nas, zrodzi się w nich frustracja. To, iż potrafią ją wyładowywać na zwykłych Polakach, już wiemy.

Masowa imigracja zarobkowa to żadne ubogacenie kulturowe. To powrót do systemu niewolniczego i dalsze wypieranie Polaków z Polski, czyli żaden progres.

Polecamy również: Australia zawiesiła lekarza za krytykę aborcji i genderyzmu

Idź do oryginalnego materiału