Cisza pod topór. Hel broni się przed wycinką i deweloperką

13 godzin temu

Gdy inni odpoczywają w cieniu sosnowych lasów, mieszkańcy Helu walczą, by ten cień w ogóle pozostał. Nad cyplem helskim zawisła groźba wycinki ponad 620 drzew pod budowę luksusowego kompleksu wellness & spa. Inwestor mówi o zdrowiu i harmonii. Mieszkańcy – o cynizmie, milczeniu władz i dewastacji unikatowego ekosystemu. Pojechaliśmy na miejsce porozmawiać z zaangażowanymi w sprawę.

Helski Cypel to jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc na polskim wybrzeżu – ewenement na skalę światową. Podlega ochronie jako część Nadmorskiego Parku Krajobrazowego, wchodzi w skład obszarów ochrony siedlisk (PLH 220032) i ptaków (PLB220005) unijnego systemu Natura 2000. Dodatkowo, od 2008 roku lokalne prawo chroni go jako Zespół Przyrodniczo-Krajobrazowy „Helski Cypel”. To właśnie tu, na styku lasu i morza, przebiega najważniejszy bałtycki szlak migracyjny ptaków.

A jednak to miejsce ma zostać przekształcone w przestrzeń nowoczesnego kompleksu turystycznego.

Apartamenty w miejscu siedlisk

Za inwestycją stoi spółka Gasten S.A. W Helu przy ulicy Kuracyjnej planuje stworzyć Centrum Rewitalizacji Zdrowia Hel Happiness z wielopoziomowym parkingiem na 260 samochodów i cztery autokary, infrastrukturą towarzyszącą i kilkoma budynkami sięgającymi choćby osiemnastu metrów wysokości. Całość ma powstać w bezpośrednim sąsiedztwie rezerwatu przyrody, na terenie o najwyższej randze ochrony przyrodniczej.

  • Czytaj także: Pół roku od głośnej wycinki 180 km nad Bugiem. „Drzewa zastąpiły zarośla”

W decyzji środowiskowej wydanej przez Burmistrza Helu w 2020 roku – a ujawnionej opinii publicznej dopiero w czerwcu tego roku – na temat wycinki znajduje się jedno, lakoniczne zdanie:

„W ramach projektu zakłada się wycinkę ok. 620 drzew.”

Tymczasem, jak tłumaczy Małgorzata Ostaszewska, inicjatorka obywatelskiej petycji w sprawie ochrony malowniczego obszaru: – To nie są jakieś samosiejki. Mówimy o dębach, lipach i starych sosnach. O siedliskach gatunków chronionych, o lesie, który zostanie zniszczony w 80 procentach.

Z kolei prof. Katarzyna Rozmarynowska, wiceprezes Instytutu Ochrony Krajobrazu Pomorza, cytowana przez „Gazetę Wyborczą Trójmiasto”, dodaje: – Decyzja środowiskowa pomija wiele kluczowych aspektów. To nie tylko kwestia wycinki, ale całkowitej zmiany charakteru obszaru. A to może mieć trwały wpływ na lokalny mikroklimat i bioróżnorodność.

Burmistrz milczy, mieszkańcy działają

Gdy o planowanej inwestycji zrobiło się głośno, burmistrz Helu – Mirosław Wądołowski – opublikował postanowienie RDOŚ i decyzję środowiskową w Biuletynie Informacji Publicznej (BIP) Urzędu Miasta Helu. Stało się to nieco ponad miesiąc temu.

Dla Ostaszewskiej sprawa jest jasna: – Dowiedzieliśmy się o wszystkim dopiero w czerwcu tego roku. A decyzje były wydane w 2020 roku – w środku pandemii, kiedy nikt nie śledził BIP-u. Tym bardziej, iż w 2020 r. nie została opublikowana treść decyzji a jedynie informacja o tym, ze zostały wydane.

Ciekawość budzi także fakt, iż jeden z podmiotów, który złożył uwagi do planowanej inwestycji to lokalna fundacja kierowana przez… przewodniczącego rady miasta Helu. – Sami przeciwko sobie. Uchwalają ochronę cypla, kierują uwagi do inwestycji, a potem wyrażają zgodę na jego zniszczenie. A teraz jeszcze udają, iż o niczym nie wiedzą i proszą burmistrza o wyjaśnienie sprawy – komentuje działaczka zapytana przez SmogLab.

Rybacy, którzy przeszkadzają luksusowi

To nie pierwsza sytuacja, w której społeczność Helu staje w opozycji do kierunku rozwoju narzuconego przez inwestorów i lokalne władze. – Najpierw zabrano nam wojsko, potem wyrzucono rybaków z portu rybackiego, teraz biorą się za drzewa – podkreśla Ostaszewska.

Port rybacki został przemianowany na port morski. W miejscu historycznego budynku spółdzielni rybackiej „Koga” planowany jest lub był kolejny apartamentowiec. – Zapach ryby i praca rybaków o świcie przeszkadzałyby klientom luksusowego apartamentowca. Tylko iż to rybacy byli tu od zawsze. To oni tworzyli i tworzą tożsamość tego miejsca – dodaje.

Gdzie kończy się prawo, a zaczyna rozsądek?

Zgodnie z obowiązującymi przepisami, inwestor – jeżeli posadzone drzewa nie przyjmą się w ciągu 3 lat – zapłaci 1,5 miliona złotych odszkodowania. Dla spółki planującej luksusowy kompleks – to koszt symboliczny.

Osoby, które podpisały się pod petycją, przypominają w swoim stanowisku, iż art. 74 Konstytucji RP zobowiązuje władze publiczne do prowadzenia polityki zapewniającej bezpieczeństwo ekologiczne współczesnemu i przyszłym pokoleniom:

„Ochrona zasobów naturalnych, w tym drzew, jest wręcz obowiązkiem władz publicznych. Drzewa stanowią istotny element lokalnego ekosystemu oraz krajobrazu, a Helski Cypel to nasze dobro wspólne, powinien służyć całemu społeczeństwu”.

– Drzewa pełnią rolę naturalnych chłodnic oraz pochłaniaczy dwutlenku węgla. Decyzja o wycince drzew, zwłaszcza na tak dużą skalę, wymaga wyważenia interesów inwestora i lokalnej społeczności. Mieszkańcy Helu mają prawo do czystego powietrza, zdrowego środowiska oraz przyjemnego krajobrazu. Zredukowanie terenów zielonych w mieście może wpłynąć na pogorszenie jakości naszego życia – czytamy w petycji, którą podpisało już ponad 4 tysiące osób.

Jak przekonują jej autorzy zależy im na tym, aby rozwój miasta szedł w parze z ochroną przyrody. „Działania deweloperskie, które od wielu już lat niszczą Hel, powinny uwzględniać dbałość o środowisko naturalne, zapewniając jednocześnie komfort życia mieszkańcom. Helanie oraz turyści oczekują, iż Hel będzie przestrzenią przyjazną ludziom, z zachowaniem naturalnych walorów krajobrazowych. Wycinka drzew może negatywnie wpłynąć na postrzeganą wartość tego miejsca, zarówno przez mieszkańców, jak i odwiedzających” – przekonują.

Według dr Karoliny Mikulskiej z Fundacji Strefa Zieleni „takie decyzje administracyjne, mimo legalności, wymagają aktualizacji i ponownej analizy w kontekście zmian klimatycznych. Nie można ignorować faktu, iż Hel to jeden z najbardziej wrażliwych obszarów w Polsce – mówi ekspertka na łamach Zielonego Onetu.

„Hel Happiness”? Nie dla wszystkich

Mieszkańcy Helu nie pozostali bierni. Petycję przeciwko wycince podpisało już niemal 4 tys. osób online i 674 mieszkańców Helu na papierze – to niemal połowa wszystkich, którzy brali udział w ostatnich wyborach samorządowych w Helu.

Do protestu dołączają organizacje ekologiczne, ornitolodzy i obywatele z całego kraju. Głos zabrało m.in. Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków, które zapowiada własną ekspertyzę dotyczącą wpływu inwestycji na faunę regionu.

  • Czytaj także: Mieszkańcy kontra patodeweloperka. „Po wstrzymaniu budowy pracowali od świtu do nocy”

Choć inwestycja nosi nazwę „Hel Happiness”, dla wielu mieszkańców Helu brzmi dziś jak szyderstwo. Bo szczęście – ich zdaniem – to nie beton i szkło, ale szum lasu i cisza przerywana krzykiem mew.

– Moje największe marzenie? Żeby tego tutaj nie postawili. Niech budują sobie gdzie indziej. Niech nie niszczą tego, co jest bezcenne i czego nie da się już odbudować – mówi nam „Hel Happiness”? Nie dla wszystkichewska.

Sprawa Helu to symboliczna bitwa między rozwojem gospodarczym a odpowiedzialnością ekologiczną i troską o dobro wspólne, w tym przypadku unikatowy na skalę Polski, helski krajobraz.

Podróżując po półwyspie widzimy, jak Hel staje się betonowym potworkiem, a każdy kawałek zieleni pada ofiarą komercjalizacji. Zamiast dbać o to, co ważne – unikalny klimat, wyjątkowe położenie, niepowtarzalną przyrodę – dostajemy kolejną betonową dżunglę. Tym razem nadmorską.

– Ciągle tylko, wyżej, drożej, więcej – pycha i nienasycenie. Kiedyś do Helu przyjeżdżało się z ciekawością i sympatią. Teraz wyjeżdża sie stąd z niesmakiem i uczuciem zawodu. Patrząc na to wszystko nasuwa sie jedna refleksja – natura bywa zabójcza, ale nie dorówna człowiekowi – kończy Małgorzata Ostaszewska.

Idź do oryginalnego materiału