Donald Tusk do pracy potrzebuje tylko dwóch palców i mediów społecznościowych. Pierwszym palcem wskazuje co trzeba zrobić, drugim zaś kto ma to zrobić. Potem, niczym Onufry Zagłoba, ogłasza w mediach, iż usiekł kolejnego Bohuna.
Tusk oczywiście nie prowadzi działań realnych, tylko uprawia narracje czyli ściemy. Jednak narracja z Rafałem Brzoską wyraźnie mu nie wyszła. W zamyśle wodza powinna trwać co najmniej do chwili gdy w Pałacu Namiestnikowskim zamieszka Rafał Trzaskowski.
Biznes to nie narracja
Miała też pomóc kandydatowi w osiągnięciu sukcesu wyborczego. Formalnie z końcem maja, faktycznie w dniu ogłoszenia decyzji czyli w połowie kwietnia, Rafał Brzoska zakończył swoją przygodę z polityką. Przedsiębiorca tego formatu co pan Brzoska, by zarobić na życie, nie musi być „człowiekiem-pudlem” w „politycznej psiarni” Tuska. Wprost przeciwnie. Twórca InPostu, jeden z niewielu którzy przebili się na zagraniczne rynki bez unijnych dotacji i politycznych koneksji gwałtownie zrozumiał, iż blatowanie się z politykami mu szkodzi. On jest szefem własnej firmy i naprawdę musi nią kierować. W biznesie, czyli w życiu na własny rachunek, na samej narracji zbyt daleko się nie zajedzie. Chyba, iż do bankructwa. W życiu na rachunek podatników, czyli w państwie, sama narracja też prowadzi do bankructwa państwa, ale nie narratora. Pan Rafał Brzoska ujawnił rzecz niebywałą, parafrazując komedię Barei, „zawartość Polski w Polsce” jest coraz mniejsza.
Prawo piszą obce korporacje
Jak sam stwierdził prawo w Polsce nie jest projektowane z myślą o polskich firmach, tylko o zagranicznych korporacjach.
„Oto kilka faktów, które wyszły na jaw:
– Ceny transferowe (transfer pricing) pozwalają niemieckim, francuskim czy holenderskim firmom wyprowadzać z Polski miliardy złotych rocznie – całkowicie legalnie. Polski fiskus widzi tylko ‘koszty usług doradczych’ i ‘opłaty licencyjne’, a realne zyski lądują na kontach w Amsterdamie czy Luksemburgu. Brzoska zauważył, iż polski podatnik ma mniej praw niż przestępca – ‘jeśli popełnisz błąd w PIT-cie, musisz udowodnić swoją niewinność. Gdybyś zgwałcił – to prokurator musi udowodnić twoją winę’ – powiedział w jednym z wywiadów. Brzmi ostro? Tak wygląda rzeczywistość. Jedną z kluczowych propozycji było domniemanie niewinności podatnika – żeby to urząd musiał udowadniać błąd, a nie obywatel tłumaczyć się z faktury wystawionej trzy lata temu w innej strefie czasowej. Inna propozycja: jeżeli urząd nie dotrzymuje terminu decyzji administracyjnej, to sprawa zostaje automatycznie rozstrzygnięta na korzyść obywatela. Takie rozwiązanie działa w krajach, które szanują swój biznes. Tylko że… żadna z tych zmian nie została przyjęta. Ani jedna. Kto naprawdę pisze polskie przepisy? Zaskoczeni? Nie powinniśmy być. Od lat wiadomo, iż znacząca część polskiego prawa gospodarczego powstaje nie w Warszawie, ale w Brukseli – pod dyktando lobby dużych korporacji. Bruksela wymaga ‘spójności z dyrektywą’, ale jak powiedział Brzoska: dyrektywy są spójne z interesem tych, którzy je piszą. A piszą je ci, którzy mają czas, ludzi i pieniądze – czyli nie pan Łukasz z Lublina, który chce sprzedawać swoje ogórki, tylko ktoś od ‘optymalizacji podatkowej’ z Frankfurtu” – pisał portal Free Media 20 kwietnia 2025 roku.
Operetkowa komisja
Świadczy to niezbicie, iż polska państwowość jest w czasie procesu samolikwidacji. Stanowienie prawa w interesie obywateli zamieszkujących jego terytorium, jest jednym z podstawowych atrybutów każdego państwa. Polska z tego systematycznie rezygnuje. Polskie „elity” od dawna widzą swój osobisty interes w działaniu na rzecz zachodnich zwierzchników, a nie dla polskich obywateli. Jak wykazał Rafał Brzoska, duża część polskiego prawa jest pisana za granicą w interesie podmiotów zagranicznych. Dla nielicznych Polaków, którzy czerpią wiedzę z niezależnych mediów, wściekle zwalczanych przez PO-PiS-owski reżim, informacje z raportu Brzoski były znane od dawna. Na wyborcach PO-PiS-u i ich „przystawek”, czyli na większości obywateli, do których ta informacja teraz dotarła, raport Brzoski nie zrobił żadnego wrażenia. Dla nich najważniejsze jest by ***** się nawzajem. A żeby w ty j***niu nikt im nie przeszkadzał, zwłaszcza niezależne media, Tusk nasyła na samodzielnie myślących „pismaków” swoje „— Ogromne wojska, bitne generały, Policje tajne, widne i dwupłciowe”, pod dowództwem usłużnego generała Jarosława Stróżyka. Na temat operetkowej komisji, którą dowodzi pan generał, na łamach „Myśli Polskiej” jest już kilka publikacji, także mojego autorstwa, dlatego pominę ten wątek. Należy jednak podkreślić, iż skoro Brzoska wykazał, iż Polska jest bardziej nazwą niż realnym państwem, to komisja gen. Stróżyka (badająca wpływy rosyjskie i białoruskie) choćby teoretycznie nie ma sensu. Bo trudno wpływać na coś, co prawie nie istnieje i jest całkowicie zależne od Brukseli. Oprócz tego co ustalił Brzoska, trzeba też dodać brak własnej polityki zagranicznej – kolejny atrybut państwa, z którego nasze „elity” zrezygnowały. Te „resztki” po Polsce mają jedynie generować zyski dla zachodnich koncernów. A skoro te koncerny mają coraz większe problemy ze sprzedażą produktów wytworzonych pod wpływem zielonej ideologii, jak chociażby samochody elektryczne, to owe koncerny bardzo chętnie będą zarabiały na czołgach, do zakupu których zmuszą podatników z całej UE. Dlatego już samo powołanie komisji gen. Jarosława Stróżyka jest potwierdzeniem zależności od „brukselskiej partii wojny”. Bo przecież ta komisja nie jest po to, by badać wyimaginowane rosyjskie wpływy w likwidowanej Polsce, tylko po to, by dać rządzącym alibi na kneblowanie niezależnych mediów, które mogłyby wśród Polaków zachwiać wiarę, iż Rosja zaraz na nas napadnie, a w efekcie spowodować niechęć do nieograniczonych zakupów broni od zachodnich koncernów. A przecież nasi kompradorzy nie mogą do tego dopuścić. Gdyby było inaczej, to po ustaleniach Brzoski, które de facto unieważniły sens komisji Stróżyka, Tusk powinien komisję rozwiązać i uznać tą groteskową operację za błąd. Oczywiście tak się nie stanie, bo rządzący nie działają w interesie Polaków. Ale nie zawsze tak było. Rząd, czy szerzej układ rządzący, ma prawo do błędu, ale gdy szeroko pojęty system sprawowania władzy jest dobrze zorganizowany i przede wszystkim działa w interesie swoich obywateli, to większość takich błędów sam system neutralizuje na etapie wstępnym.
Obce wpływy kontra reformy
Teraz będzie mała retrospekcja. Cofamy się do końca sierpnia 1988 roku, czyli końcówki PRL. Od kilku miesięcy oficjalna propaganda zapewnia obywateli, iż II etap reformy gospodarczej premiera Zbigniewa Messnera jest pomyślnie wdrażany. Jednak każdego miesiąca owi propagandyści coraz mniej wierzą we własny przekaz. Na przełomie lipca i sierpnia było już jasne, iż ta reforma nie idzie. Oficjalnie tego nie ogłoszono, ale w kręgach władzy gorączkowo szukano wyjaśnienia tej niekorzystnej sytuacji. Jacyś ówcześni poprzednicy Tuska i Stróżyka wymyślili, iż reformy nie wprowadzono, bo wrogie siły pod postacią nielegalnych struktur „Solidarności” utrudniają jej wdrażanie. To był oczywiście absurd, jednak bez względu na ustrój wymyślone wrogie działania, są zawsze władzy potrzebne. Usprawiedliwiają one niepowodzenia i rozgrzeszają represje wobec opozycji. Skoro wrogie siły zaatakowały reformę premiera, to oczywiście Służba Bezpieczeństwa przystąpiła, a mówiąc precyzyjnie miała przystąpić do jej obrony. Pod koniec sierpnia, czy na początku września, zorganizowano w Polsce odprawy całego pionu V SB (gospodarka, przemysł itp.), albowiem to ta struktura miała stawić czoła wrogom reformy. Spotkania przebiegały według tego samego 3-punktowego schematu. Poszczególni oficerowie referowali naczelnikom wydziałów sytuację w swoich rejonach działania tj. stopień wdrożenia reformy Messnera. Konkretne zagrożenia i wrogie działania. Plan neutralizacji tych zagrożeń i wrogich działań.
Reformy brak, więc zagrożeń też brak
W pewien sierpniowy piątek do jednego z Wojewódzkich Urzędów Spraw Wewnętrznych przyjechali oficerowie z całego województwa. Referowali zgodnie z kolejnością alfabetyczną siedzib swoich Rejonowych Urzędów Spraw Wewnętrznych. U każdego z nich reforma szła całkiem dobrze, dawali na to wiele przykładów. Oczywiście byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie wrogie działania, które także potwierdzili wieloma przykładami. Na koniec opowiadali jak się wrogom przeciwstawią i II etap reformy gospodarczej będzie wdrożony z sukcesem. Chłopaki napisali po kilka stron niezłej literatury i wykonali kawał dobrej roboty tworząc nieistniejącą sytuację operacyjną, prawie jak w filmie Krawiec z Panamy. Jednak nie wszyscy. Ostatni na liście wypowiedział zaledwie kilka zdań. Coś w tym stylu: „Ponieważ w naszym rejonie działania nie stwierdzono, by reforma gospodarcza była wdrażana choćby w najmniejszym stopniu, tym samym nie może być mowy o wrogich działaniach i zagrożeniach dla niej. W konsekwencji nie ma możliwości i sensu opracowywania planu działań w celu neutralizacji powyższych”. Po tym wystąpieniu naczelnik wydziału popadł w melancholię i zakończył spotkanie. Za niecałe trzy doby, w poniedziałek rano „Trybuna Ludu” (organ prasowy partii rządzącej PZPR) podała, iż reformy nie ma i nie było, a istniała ona jedynie w propagandzie. W rzeczywistości nie została nigdzie wdrożona. Miesiąc po tej odprawie upadł rząd Zbigniewa Messnera.
Gorzej niż w schyłkowej PRL
Ta historia pokazuje, iż PRL choćby „na łożu śmierci” była państwem poważniejszym niż III RP Donalda Tuska. Ktoś wtedy wymyślił narrację, by zamaskować nieudolność rządu, ale jednak nie doszło do tego, iż grupa ludzi walczyła z wymyślonym zagrożeniem. Mechanizmy ówczesnego systemu sprawowania władzy niejako samoczynnie to zneutralizowały. Wtedy tworzenie takich fikcji to była jednak rzadka patologia, z którą walczyły władze oraz społeczeństwo. Dziś tworzenie fikcji czyli tzw. narracji to powszechnie stosowana, ulubiona metoda Donalda Tuska. Niestety także lubiana przez wielu wyborców.
Bo „Tuski i Stróżyki” są silni oportunizmem obywateli. Albowiem dyktatura to nie siła karabinów i policji politycznych, tylko szczere zaangażowanie szerokich rzesz obywateli z potrzeby serca lub potrzeby finansowej. Ci którzy dziś tropią „rosyjskie wpływy” i zwalczają „ruskie onuce”, w czasach Stalina pisaliby donosy i zmuszali do samokrytyki nieprawomyślnych obywateli. Zasiadaliby w trybunałach ludowych, a najbardziej gorliwi strzelaliby w tył głowy wrogom ludu. Byli i są znakomitym materiałem werbunkowym dla NKWD, KGB, UB i SB oraz kolejnych wcieleń tych służb. To przecież oni, nieustraszeni pogromcy Putina, niedawno krzyczeli „uwolnić Pablo Gonzalesa”, bo prywatnie wielu z nich się z nim przyjaźniło. W przeciwieństwie do samego Gonzalesa vel Rubcowa, który przyjaźnił się z nimi służbowo. To przecież ludzie Tuska zastanawiają się teraz, czy zniknięcie Anżeliki Mielnikowej to była eksfiltracja szpiega z Polski przez białoruski wywiad. Wszak inkryminowana jest idelanym kąskiem dla tajnych służb. Miała dostęp do pieniędzy i danych personalnych białoruskiej opozycji. Mielnikowa stała na czele Rady Koordynacyjnej przy Swietłanie Cichanowskiej. Organ ten białoruska opozycja traktuje w kategoriach namiastki emigracyjnego parlamentu. Czyżby powtórka z „Operacji Trust”?
Raport i „raport”
To jest wielce prawdopodobne. W państwie Tuska rosyjski i białoruski wywiad mają raj. Bo polskojęzyczne „elity” robią maślane oczy do każdego, kto im powie, iż jest rosyjskim czy białoruskim opozycjonistą. Tak jak starszego człowieka robi się na wnuczka, Putin z Łukaszenką robi naszych lemingów na opozycjonistę, czy ukraińskiego „uchodźcę”. Na dodatek „ludzie-pudle” w służbach państwa PO-PiS nie szukają prawdziwych szpiegów, tylko wymyślone rosyjskie i białoruskie wpływy w mediach. Usłużnie dostosowują się do oczekiwań wodza, jak latem 1988 roku ich poprzednicy ze Służby Bezpieczeństwa. A skoro wódz mówi, iż wpływy są, to oczywiście oni je znajdą. Mają przecież dobrze płatną pracę i długoterminowe kredyty.
Raport Brzoski jest konkretny, precyzyjny, a ujawnione w nim informacje nie wymagają interpretacji. Raport gen. Stróżyka, jest tego zaprzeczeniem i można go traktować najwyżej jako niechlujnie napisaną publicystykę propagandową. Efekt pracy zespołu prowadzonego przez polskiego przedsiębiorcę, to dla zespołu dowodzonego przez polskiego generała nieosiągalna jakość.
Cezary Michał Biernacki